Strona:PL Balzac - Marany.djvu/61

Ta strona została przepisana.

nie, unoszące się po salonach, jemu przynosiły tylko boleść.
Ten brak szacunku był jeszcze rzeczą zupełnie naturalną. Wojskowi pomimo cnót, które im wyobraźnia przyznaje, nie przebaczali dawnemu kwatermistrzowi 6-go pułku, właśnie dlatego, że był bogatym i chciał figurować w Paryżu.
Otóż w Paryżu, od ostatniego domu na przedmieściu Saint Germain, do ostatniego hotelu ulicy Saint-Lazare, pomiędzy wzgórzem Luksembourga i wzgórzem Montmartre, wszystko to, co się ubiera i gawędzi, co się ubiera, ażeby wyjść, i wychodzi, żeby gawędzić, ci wszyscy ludzie z tęgą i lichą miną, ci ludzie odziani w impertynecją a podszyci ogromnemi żądaniami, zazdrością i dworactwem, wszystko, co jest złocone i odzłocone, młode i stare, co jest szlachtą świeżej daty i szlachtą od czwartego wieku, wszystko to, co szydzi z parweniusza, wszystko, co się obawia skompromitowania, wszystko, co chce zburzyć władzę, z warunkiem uwielbiania jej, jeżeli się ona utrzymuje; wszystkie te uszy słuchają, wszystkie te języki mówią i wszystkie umysły wiedzą, w ciągu jednego wieczoru, gdzie się urodził, gdzie wyrósł, co zrobił lub nie zrobił ten przybysz, który chce zaszczytów pomiędzy temi ludźmi.
Jeżeli niema sądów przysięgłych dla wielkiego świata, znajduje on najsroższego z prokuratorów, istotę moralną, niepochwyconą, jednocześnie sędziego i kata, który oskarża i piętnuje.
Niech się nikt nie spodziewa, że się przed nim coś