Strona:PL Balzac - Marany.djvu/78

Ta strona została przepisana.

izba wyższa zbrodniarzy dobrego tonu. Diard nie był więc graczem pospolitym, którego w dramacie przedstawiają jak niegodziwca a w końcu jak żebraka.
Taki gracz nie stnieje już w świecie na pewnej wysokości topograficznej. Dziś, ci łotrzy zuchwali umierają świetnie zaprzężeni do występku i okryci zaprzęgiem fortuny. Strzelają sobie w łeb w karecie i unoszą z sobą wszystko, co im powierzono.
Diard przynajmiej posiadał ten talent, że nie kupi! wyrzutów sumienia po zniżonej cenie i stał się jednym z ludzi uprzywilejowanych.
Poznawszy wszystkie sprężyny rządu, wszystkie tajemnice i namiętności urzędników, umiał się trzymać we właściwym rzędzie gorejącej kuźni, w którą się rzucił.
Pani Diard nie znała życia piekielnego, jakie jej mąż prowadził. Zadowolona z osamotnienia, w którem ją pozostawił, nie dziwiła się temu z początku, ponieważ, wszystkie jej godziny były zapełnione.
Pieniądze swoje poświęcała na wychowanie dzieci, na opłacanie wybornego guwernera i wszystkich nauczycieli potrzebnych do gruntownego wykształcenia; chciała wykierować ich na ludzi, wyrobić w nich zdrowy rozsądek, nie tłumiąc wyobraźni.
Ponieważ dla nich tylko poświęcała wszystkie uczucia, więc życie bezbarwne nie sprawiało jej przykrości; były one dla niej tem, czem są dzieci przez czas długi dla wielu matek, rodzajem przedłużania życia. Diard bywał już tylko przypadkiem, i od czasu jak przestał być ojcem, głową rodziny, Juana była z nim złączoną