tylko związkami przyzwoitości towarzysko-narzucanej małżonkom.
Pomimo to, wychowała synów swoich w najwyższym szacunku dla władzy ojcowskiej, jakkolwiek była ona dla nich fikcyjną tylko, ale na szczęście dopomagała jej w tem bezustanna nieobecność męża. Diard pozostając w mieszkaniu, byłby zniweczył wszystkie usiłowania Juany.
Dzieci za wiele posiadały taktu i domyślności, ażeby nie umiały sądzić swojego ojca. Sądzić własnego ojca jest moralnem ojcobójstwem.
Tymczasem, z biegiem czasu, obojętność Juany dla męża zniknęła. Uczucie pierwotne zmieniło się w trwogę.
Zrozumiała ona to pewnego dnia, że postępowanie długo może ciężyć na przyszłości dzieci, wskutek czego jej przywiązanie macierzyńskie ukazywało jej, chociaż niezupełnie, prawdę.
Obawa nieszczęścia nieznanego ale nieuniknionego, w którem żyła bezprzestannie, codzień stawała się żywszą i bardziej palącą. Dlatego też, w tych rzadko trafiających się chwilach, w czasie których widywała Diarda, rzucała na twarz jego zapadłą, siną wskutek spędzania nocy bezsennych, pomarszczoną wskutek wzruszeń doznawanych przenikliwe spojrzenie, którego blask dreszczem przejmował Diarda. Wtedy wesołość wymuszona, jaką mąż okazywał, bardziej jeszcze ją przerażała, aniżeli ponury wyraz jego niepokoju, jeżeli przypadkiem zapomniał o swojej roli wesołości. Obawiał się on żony jak zbrodniarz obawia się kata.
Strona:PL Balzac - Marany.djvu/79
Ta strona została przepisana.