W sposobie wyrażania się, stał się zwierzęcym, rozkazującym, zdawało się, że uzyskał energię. Ta nagła podróż, której powodu Juana przeniknąć nie umiała, przejęła ją zimnym dreszczem przerażenia.
Mąż w podróży był wesół i z konieczności złączony z rodziną w jednym powozie, okazywał się coraz baczniejszym na dzieci, bardziej uprzejmym dla matki. Niemniej przeto każdy dzień przynosił nowe a złowrogie przeczucia matek, które drżą bez widocznej przyczyny, ale które rzadko się mylą, drżąc w ten sposób. Dla nich, jak się zdaje, zasłona, zakrywająca przyszłość, jest bardziej przeźroczystą.
W Bordeaus, Diard wynajął na spokojnej ulicy mały cichy domek, bardzo porządnie umeblowany, i umieścił w nim żonę.
Domek ten przypadkiem stał na rogu ulicy i miał przy sobie wielki ogród. Przytykając jedną tylko ścianą do domu sąsiedniego, znajdował się na widoku i nożna było przystąpić do niego z trzech stron; Diard zapłacił należność i zostawił Juanie tylko tyle pieniędzy, ile było potrzeba na trzymiesięczne wydatki; dał jej zaledwie pięćdziesiąt luidorów.
Pani Diard nie pozwoliła sobie żadnej uwagi nad tem niezwykłem sknerstwem. Kiedy mąż powiedział jej, że jedzie do wód, a ona musi pozostać w Bordeaux. Juana zamierzyła wydoskonalić synów w języku hiszpańskim, włoskim i kazała czytać dwa główne arcydzieła w tych dwóch językach. Miała więc prowadzić życie odosobnione, skromne i naturalnie oszczędne.
Strona:PL Balzac - Marany.djvu/81
Ta strona została przepisana.