mitrz, obszedłszy salon w około, kiedym się już zrujnował zupełnie, winienem ci sto tysięcy franków: pieniądze moje są w Bordeaux, gdzie pozostawiłem żonę.
Diard miał sto biletów bankowych w kieszeni; ale z pewnością siebie i szybkim rzutem oka człowieka nawykłego do korzystania ze wszystkiego, pokładał jeszcze nadzieję w nieokreślonych zmianach losu.
Montefiore oświadczył się z chęcią zwiedzenia Bordeaux Diard, wypłacając dług, byłby już nie miał pieniędzy i nie mógłby myśleć o odwecie.
Odwet niekiedy wynagradza wszystkie dawniejsze straty. Jednakże te palące nadzieje zależały od odpowiedzi markiza.
— Poczekaj, mój drogi, rzekł Montefiore, pojedziemy razem do Bordeaux. Sumiennie mówiąc, jestem zanadto bogatym, ażebym miał zabierać pieniądze dawnemu towarzyszowi broni.
W trzy dni potem, Diard i Włoch znajdowali się w Bordeaux.
Jeden dał odwet drugiemu. W czasie wieczoru, w początku którego Diard zapłacił sto tysięcy franków, przegrał dwakroć na słowo. Prowansalczyk był wesół jak człowiek nawykły do kąpania się w złocie.
Jedenasta wybiła, a pogoda była wspaniała.
Montefiore, zapewne tak samo jak i Diard, potrzebował odetchnąć świeżem powietrzem, ażeby przyjść do siebie po doznanych wzruszeniach; ten ostatni zaproponował, ażeby poszli do niego po pieniądze i wypili razem szklankę herbaty.
Strona:PL Balzac - Marany.djvu/83
Ta strona została przepisana.