Strona:PL Balzac - Muza z Zaścianka.djvu/105

Ta strona została przepisana.
— Słuchaj mnie, Rinaldo! Nie bę-

dę ci mówił o pragnieniu zemsty ja-
kie mi kąsa serce: Siedzę tu od trzy-
dziestu miesięcy — jesteś Włochem —

Albo Tajemnice Rzymu 223

ty mnie zrozumiesz! Ach, mój przy-
jacielu, moje znużenie i ta przeraża-
jąca niewola niczem są w porówna-
niu do wściekłości jaka mną miota.
Księżna Bracciano jest jeszcze jedną
z najpiękniejszych kobiet w Rzymie,
kochałem ją dosyć aby być o nią za-
zdrosny...
— Pan, jej mąż!...
— Tak, może źle czyniłem!...
— Spodziewam się, tego się nie
robi, rzekł Rinaldo.
— Zazdrość moją podsyciło po-
stępowanie księżnej, ciągnął książę.
Wypadki dowiodły że miałem słu-
szność. Młody Francuz kochał Olim-
pję, posiadał jej miłość, miałem

dowody ich zobopólnej czułości...

— Najmocniej przepraszam, łaskawe panie, rzekł Lousteau; ale-bo widzą państwo, niepodobna mi nie zwrócić uwagi, jak bardzo literatura Cesarstwa szła prosto do faktu bez najmniejszych szczegółów, co mi się wydaje znamieniem czasów pierwotnych. Literatura tej epoki była czemś pośredniem między streszczeniem Telemaka a wnioskiem prokuratora. Miała myśli, ale nie raczyła ich wyrażać — wielka dama! — obserwowała, ale nie udzielała swych obserwacyj nikomu — skąpitura! — jedyny Fouche udzielał komuś swoich obserwacyj. Literatura zadowalała się wówczas, wedle wyrażenia jednego z najtępszych krytyków „Revue des deux mondes“, dosyć czystym szkicem i bardzo jasnym konturem wszystkich figur