Strona:PL Balzac - Muza z Zaścianka.djvu/122

Ta strona została przepisana.

W tej chwili weszła pani de La Baudraye, ubrana w aksamitną suknię, w towarzystwie matki, która rzucała dziennikarzowi gniewne spojrzenia. W obecności Kajcia, byłoby dla Diny nierozwagą okazywać się surową dla Stefana, który, korzystając z tej okoliczności, ofiarował ramię rzekomej Lukrecji; ale odmówiła.
— Chce pani odtrącić człowieka, który poświęcił ci życie? rzekł idące koło niej. Zostanę w Sancerre i pojadę jutro.
— Idziesz, mamo? rzekła pani de La Baudraye do pani Piédefer, unikając w ten sposób odpowiedzi na stanowcze oświadczenie, zapomocą którego Lousteau zmuszał ją do decyzji.
Paryżanin pomógł matce wsiąść do powozu, pomógł pani de La Baudraye ujmując ją łagodnie pod ramię, i umieścił się na przedzie z Kajciem, który zostawił konia w La Baudraye.
— Zmieniła pani suknię, rzekł niezręcznie Kajcio.
— Panią baronową przejął chłód Loary, Bianchon zalecił jej ubrać się ciepło.
Dina zaczerwieniła się jak piwonja, pani Piédefer zaś przybrała surowy wyraz.
— Poczciwy Bianchon, jest w drodze do Paryża, cóż za szlachetne serce! rzekł Lonusteau.
— Och! tak, odparła pani de La Baudraye; tak, to wielki i delikatny człowiek...
— Byliśmy tak weseli wyjeżdżając, rzekł Lousteau, i oto pani jest cierpiąca i mówi do mnie z goryczą, i czemu?... Czy nie była pani przyzwyczajona, że ci mówiono iż jesteś piękna i miła? Co do mnie, oświadczam to wobec Kajetana, wyrzekam się Paryża, osiadam w Sancerre i powiększę orszak pani dworzan i rycerzy. Uczułem się tak młody w moim rodzinnym kraju, zapomniałem już o Paryżu i jego zepsuciach, o jego przykrościach i nużących uciechach... Tak, życie wydaje mi się jakgdyby czystsze...
Dina pozwoliła Stefanowi mówić, nie patrząc nań; ale była chwila, w której improwizacja tego węża stała się tak kusząca pod wysiłkiem jaki czynił aby parodjować namiętność zapomocą zdań