Strona:PL Balzac - Muza z Zaścianka.djvu/130

Ta strona została przepisana.

nej margrabiny. Margrabina, kobieta dość sobie swobodna, zjawiała się czasem u niego niespodzianie, wieczorem, dorożką, zakwefiona, i pozwalała sobie, w charakterze literatki, plondrować po szufladach. W tydzień później, Stefana, który ledwie przypominał sobie Dimę, wprawił w osłupienie nowy pakiet z Sancerre: ośm ćwiartek, szesnaście stron! Usłyszał krok kobiety, zląkł się inwazji margrabiny, i rzucił te urocze i rozkoszne dowody miłości w ogień... nie czytając!
— List od kobiety! wykrzyknęła wchodząc pani Schontz: papier, pieczątka zanadto ładnie pachną...
— Proszę pana, rzekł posłaniec pocztowego urzędu, ustawiając w przedpokoju dwa olbrzymie kosze. Wszystko zapłacone. Czy zechce pan podpisać?
— Wszystko zapłacone? wykrzyknęła pani Schontz. To może pochodzić tylko z Sancerre.
— Tak, proszę pani, rzekł posłaniec.
— Twoja dziesiąta Muza jest osobą wysokiej inteligencji, rzekła loretka, rozpakowując koszyk, gdy Lousteau podpisywał; lubię Muzy, które znają się na gospodarstwie i popełniają jednym tchem odę i pasztet z zająca. — Och! co za śliczne kwiaty!... wykrzyknęła otwierając drugi koszyk, ależ w całym Paryżu niema nic równie piękne: go!... Co? co? zając, kuropatwy, pół sarny! Zaprosimy twoich przyjaciół i wydamy wspaniały obiad; Atalja ma osobliwy talent do przyrządzania sarniny.
Lousteau odpisał Dinie: ale zamiast odpowiedzieć z serca, nadrabiał dowcipem. List stał się przez to tem niebezpieczniejszy, podobny był do listów Mirabeau do Zofji. Styl prawdziwych kochanków jest mdły. To czysta woda, która pozwala oglądać dno serca pośród wybrzeży zdobnych drobiazgami życia, ubarwionych owemi kwiatami duszy, rodzącemi się codzień, których czar jest upajający, ale jedynie dla dwojga istot. To też, gdy list miłosny może w czytaniu zrobić przyjemność komuś trzeciemu, z pewnością wyszedł