Strona:PL Balzac - Muza z Zaścianka.djvu/133

Ta strona została przepisana.

ny domek, przy ulicy św. Łazarza, willę w ogrodzie, która go kosztowała tylko sześćdziesiąt tysięcy podczas klapy Lipcowej; sprzeda ci ją, aby ci dać sposobność bywania w domu, obejrzenia córki, spodobania się matce... Toby ci dało minę posiadacza w oczach pani Cardot. Słowem, będziesz jak książę w swojej willi. Przez wpływy Camusota, postarasz się o nominację na bibljotekarza w jakiem ministerjum gdzie niema książek. Więc policz: jeśli umieścisz kapitał jako kaucję dziennika, będziesz miał dziesięć tysięcy franków renty, ty zarabiasz sześć, bibljoteka da ci cztery... Znajdźże co lepszego? Gdybyś się ożenił z jagniątkiem bez zmazy, mogłaby się zmienić w wietrznicę po dwóch latach... Ostatecznie, cóż w tem jest? pobrana z góry dywidenda. To w modzie dzisiaj. Jeśli mnie usłuchasz, trzeba przyjść jutro na obiad do Malagi. Zobaczysz tam teścia, dowie się o niedyskrecji popełnionej rzekomo przez Malagę i wówczas masz go w garści. Co do twojej przyszłej żony... ba!... ależ jej błąd daje ci wszelką swobodę...
— Au! twoja mowa jest równie wolna od obłudy jak kula armatnia.
— Kocham cię bezinteresownie, to wszystko, i umiem myśleć. I cóż! czegóż stoisz jak figura woskowa? Niema co medytować. Małżeństwo, to gra w cetno i licho; ot, wyrzuciłeś cetno.
— Dam ci odpowiedź jutro, rzekł Lousteau.
— Wolałabym odrazu, Malaga przygotowałaby ci grunt dziś wieczór.
— A więc!... dobrze...
Lousteau spędził wieczór wypisując do margrabiny długi list, w którym wywodził jej racje zmuszające go do małżeństwa: swoją stałą nędzę, lenistwo wyobraźni, siwe włosy, moralne i fizyczne znużenie, słowem cztery stronice argumentów. „Dina... ba! poślę jej kartę z zawiadomieniem, rzekł sobie. Jak mówi Bixiou, nie mam równego w tem aby uciąć ogon miłości...“ Lousteau, który zrazu grał komedję przed sobą, doszedł nazajutrz do tego, iż lękał się aby małżeństwo nie spaliło na panewce. Toteż był przemiły dla rejenta.