Strona:PL Balzac - Muza z Zaścianka.djvu/144

Ta strona została przepisana.

to twoje dziecko! Widzieliśmy ten temat od dziesięciu lat w dwudziestu wodewilach. Społeczeństwo, mój drogi, zaciąży nad wami, wcześniej czy później. Odczytaj Adolfa! Och, mój Boże, widzę was kiedy się już poznacie na wylot, widzę was nieszczęśliwych, bez szacunku świata, bez majątku, bijących się z sobą jak akcjonarjusze spółki załapani przez dyrektora! Wasz dyrektor, moje aniołki, to szczęście.
— Ani słowa więcej, Bixiou.
— Ależ ja ledwie zacząłem! Słuchaj, mój drogi. Wiele, od pewnego czasu, nagadano złego o małżeństwie; ale, poza tą zaletą iż jestto najprostszy sposób ustalenia dziedzictwa, jedynie małżeństwo daje ładnym chłopcom bez grosza sposób zrobienia majątku w dwa miesiące: dlatego opiera się wszystkim tym atakom! Toteż, niema kawalera, któryby, wcześniej lub później, nie żałował, iż chybił z własnej winy małżeństwa z trzydziestoma tysiącami franków renty...
— Nie chcesz mnie tedy zrozumieć! wykrzyknął Lousteau zrozpaczonym tonem, idź-że... Ona jest tam.
— Daruj, czemu było nie powiedzieć wcześniej... jesteś pełnoletni... i ona także, dodał ciszej, dość głośno wszakże aby Dina słyszała. Ładnie ci każe odpokutować swoje szczęście...
— Jeśli to szaleństwo, chcę je popełnić... Bądź zdrów!
— Człowiek w morzu! wrzasnął Bixiou.
— Niech djabli porwą przyjaciół, którzy czują się w prawie mówić człowiekowi kazania, rzekł Lousteau otwierając drzwi od gabinetu, gdzie ujrzał na fotelu panią de La Baudraye złamaną, wycierającą oczy haftowaną chusteczką.
— Poco ja tu przyjechałam, rzekła. Och, Boże! poco?... Stefanie, ja nie jestem taką prowinejonalną gąską, jak myślisz... Ty sobie drwisz ze mnie.
— Drogi aniele, odparł Lousteau, który wziął Dinę w ramiona, podniósł z fotelu i przeprowadził wpół martwą do salonu, poświęciliśmy sobie nawzajem swoją przyszłość, ofiara za ofiarę. Podczas,