Strona:PL Balzac - Muza z Zaścianka.djvu/146

Ta strona została przepisana.

szego zwierzęcia w całej pustyni? okradziono cię! Godne to, suche, płaczliwe, brakuje jej tylko turbanu lady Dudley.
— Cóż jeszcze się stało?... spytała pani de La Baudraye, której ucha doszedł szelest jedwabnych spódniczek i szept kobiecego głosu.
— Stało się, mój aniele, że jesteśmy spojeni nierozłącznie... Przyniesiono mi ustną odpowiedź na list, który pisałem przy tobie, a którym zrywam moje małżeństwo...
— To była ta kolacja, z której się wymawiałeś?
— Tak.
— Och, będę więcej niż twoją żoną, oddaję ci moje życie, chcę być twoją niewolnicą... rzekła biedna oszukana istota. Nie przypuszczałam, abym była zdolna bardziej cię kochać!... Nie będę zatem przypadkiem w twojem życiu, będę całem twojem życiem?
— Tak, moja Dynuś, moja piękna, szlachetna...
— Przysiąż mi, rzekła, że zdoła nas rozłączyć tylko śmierć!...
Lousteau chciał upiększyć swą przysięgę najbardziej czarującemi przymilnościami. Oto czemu. Od drzwi, w których otrzymał pożegnalny całus loretki, do drzwi salonu gdzie spoczywała Muza oszołomiona tyloma wydarzeniami, Lousteau przypomniał sobie wątły stan pana de La Baudraye, jego majątek, i to słówko Bianchona: — To będzie kiedyś bogata wdowa! I powiedział sobie w duchu: — „Wolę sto razy za żonę panią de La Baudraye niż Felicję“. Toteż decyzja jego zapadła szybko. Postanowił odegrać na nowo miłość z cudownym artyzmem. Jego niskie rachuby i udana namiętność miały opłakane rezultaty. W czasie podróży z Sancerre do Paryża, pani de La Baudraye zamyślała wziąć oddzielne mieszkanie, o dwa kroki od Stefana; ale dowody miłości jakie dawał jej kochanek wyrzekając się pięknej przyszłości, a zwłaszcza doskonałe szczęście pierwszych dni tego nielegalnego małżeństwa, nie pozwoliły jej mówić o rozłączeniu. Nazajutrz miało być i było świętem miłości, w którem podobna propozycja uczyniona swemu aniołowi byłaby straszliwym dyssonansem. Że swej strony, Lousteau, który chciał zachować władzę nad Diną, utrzymywał ją w nieustannem upojeniu