Strona:PL Balzac - Muza z Zaścianka.djvu/153

Ta strona została przepisana.

— Są dwa sposoby: być panią de Staël, albo mieć dwieście tysięcy franków renty.
— Społeczeństwo, rzekła, trzyma nas próżnością, chęcią błyszczenia... Ba! będziemy filozofami!
Wieczór ten był ostatnim błyskiem złudnego dobrobytu, w jakim pani de La Baudraye żyła od przybycia do Paryża. W trzy dni później, ujrzała chmury na czole Stefana, który krążył po ogródku paląc cygaro. Ta kobieta, której obyczaje małego de La Baudraye udzieliły miłego przyzwyczajenia aby nigdy nie nie być dłużną, dowiedziała się, iż dom znajduje się bez grosza w obliczu dwóch rat komornego, słowem w wilję zajęcia! Ta rzeczywistość paryskiego życia weszła w serce Diny jak cierń; wyrzucała sobie, iż wciągnęła Stefana w rozrzutność miodowego miesiąca. Tak trudno jest przejść od przyjemności do pracy, iż szczęście pochłonęło więcej poezyj, niż nieszczęście wyczarowało ich ognistemi smugami. Szczęśliwa iż widzi Stefana bez troski, palącego cygaro po śniadaniu, wyciągniętego niby jaszczurka na słońcu, nigdy Dina nie czuła odwagi zapędzenia go do pracy. Wpadła na myśl, aby, za pośrednictwem imć pana Mignon, ojca Pameli, zastawić tych niewiele klejnotów które posiadała, i na które ciocia — zaczynała bowiem mówić gwarą dzielnicy — dała jej dziewięćset franków. Zachowała trzysta franków na wyprawkę, na koszta połogu, i wręczyła radośnie potrzebną sumę Stefanowi, który orał, bruzda po bruździe, lub, jeśli wolicie, wiersz po wierszu, nowelę dla jakiegoś tygodnika.
— Mój kotuśku, rzekła, kończ swoją nowelę nie poświęcając nic dla konieczności, pracuj nad stylem, pogłęb przedmiot. Dość już bawiłam się w damę, teraz robię się mieszczką i wezmę się do gospodarstwa.
Od czterech miesięcy, Stefan prowadził Dinę do Café Riche, gdzie jedli obiad w zamówionym stale gabinecie. Mieszkanka prowincji dowiedziała się z przerażeniem, że Stefan winien jest pięćset franków za ostatnie dwa tygodnie.