wali pozory. Eleonora, wciąż opuszczona, zniewolona jest do olbrzymich wysiłków, aby spłoszyć marzenia o wolności, jakie nawiedzają Adolfa zdala od niej. Ustawiczna wymiana spojrzeń i myśli we współnem życiu dają taką broń kobiecie, iż, aby ją rzucić, mężczyzna zmuszony jest podać nieodparte przyczyny, których ona, dopóki kocha, nie da mu w ręce nigdy. Był to zupełnie nowy okres dla Stefana i Diny. Dina chciała być potrzebna, chciała wrócić energję temu człowiekowi, którego słabość była jej na rękę, gdyż widziała w niej rękojmię: znajdowała mu tematy, szkicowała kanwę, i w potrzebie pisała zań całe rozdziały: zasyciła żyły tego zamierającego talentu świeżą krwią, dała mu swoje myśli i poglądy. Napisała dwie książki, które miały powodzenie. Niejeden raz ocaliła miłość własną Stefana, zrozpaczonego jałowością swej wyobraźni, dyktując mu, poprawiając lub kończąc jego feljetony. Sekretu tego współzawodnictwa strzeżono pilnie: nawet pani Piédefer go nie znała. Ten galwanizm moralny spotkał się z nagrodą w postaci zwiększonych dochodów, które pozwoliły stadłu żyć dostatnio aż do końca roku 1838. Lousteau przyzwyczajał się do tego, iż Dina odrabiała jego pensa, i wypłacał się, jak mówi lud w swoim energicznym języku, psim swędem. Te nakłady poświęcenia stają się skarbem, do którego szlachetne dusze przywiązują się; im więcej pani de La Baudraye dawała, tem więcej kochała Stefana; jakoż, niebawem przyszedł moment, iż zbyt wiele ją kosztował, aby mogła się go kiedykolwiek wyrzec. Ale zaszła po raz drugi w ciążę. Rok był straszliwy do przebycia. Mimo starań obu kobiet, Lousteau zabrnął w długi: nadużył sił, aby pokryć pracą wydatki w czasie połogu Diny, której Stefan wydał się heroiczny, tak dobrze go znała! Po tym wysiłku, przerażony iż ma dwie kobiety, dwoje dzieci, dwie służące, uczuł się niezdolnym aby walczyć piórem dla utrzymania rodziny, skoro on sam nie mógł zeń wyżyć. Pozwolił tedy sprawom iść na los szczę: Ten okrutny rachmistrz podwoił w domu komedję miłości, aby mieć więcej swobody na zewnątrz. Harda Dina dźwigała sama ciężar tej egzystencji. Ta myśl: on mnie kocha! dawała jej nadludzkie siły.
Strona:PL Balzac - Muza z Zaścianka.djvu/162
Ta strona została przepisana.