W zimie r. 1842, hrabina de La Baudraye, wspierana przez prokuratora najwyższego trybunału, próbowała stworzyć sobie towarzystwo. Oczywiście, wybrała dzień, uczyniła wybór między sławami, chciała przyjmować jedynie ludzi poważnych i dojrzałych wiekiem.
Próbowała rozerwać się, uczęszczając do Włoskiego i do Opery. Dwa razy na tydzień, prowadziła tam matkę i panią de Clagny, którą urzędnik zmusił do utrzymywania stosunków z panią de La Baudraye. Ale, mimo swego dowcipu i wdzięku, mimo pozorów modnej kobiety, Dina czuła się szczęśliwa jedynie przez dzieci, na które przeniosła wszystkie swoje zawiedzione czułości. Niezrównany pan de Clagny werbował kobiety do towarzystwa hrabiny i udawało mu się! ale o wiele lepiej powodziło mu się z dewotkami niż z modnisiami. — Nudzą ją! myślał ze zgrozą, patrząc na swoje bóstwo, dojrzałe przez nieszczęście, pobladłe od wyrzutów, wówczas w całym blasku piękności, odzyskanej dzięki dostatniemu życiu i dzięki macierzyństwu. Oddany urzędnik, wspierany w swojem dziele przez matkę i proboszcza, cudowny był w obmyślaniu sposobów. Co środę, dostarczał drogiej hrabinie jakiejś sławy z Niemiec, Anglji, Włoch lub Prus; zachwalał ją jako kobietę nieporównaną ludziom, do których Dina nie odzywała się ani dwóch słów, ale których słuchała z tak głęboką uwagą, iż odchodzili przeświadczeni o swej wyższości. Dina zwyciężyła w Paryżu milczeniem, jak w Sancerre gadatliwością. Od czasu do czasu, cięta uwaga lub podkreślenie jakiejś śmiesznostki odsłaniały kobietę przywykłą obracać się w świecie myśli, i która, cztery lata temu, odmłodziła feljeton Stefana. Epoka ta była dla miłości biednego urzędnika tem, czem okres zwany babiem latem dla roku bez słońca. Przybrał pozory sędziwszego niż był w istocie, aby mieć prawo być przyjacielem Diny, nie narażając jej: jakgdyby był młody, piękny, niebezpieczny, pan de Clagny usuwał się na bok, niby człowiek obowiązany kryć swe szczęście! Starał się pokrywać najgłębszą tajemnicą drobne starania, małe podarki, które Dina pokazywała publicznie. Silił się dawać niebezpieczne znaczenie najbłahszym postępkom.
Strona:PL Balzac - Muza z Zaścianka.djvu/181
Ta strona została przepisana.