w ładnym powoziku, dobrze ubraną, z marzącym wyrazem oczu i z dwojgiem dzieci po bokach. Widok ten poruszał go tem bardziej, ile że sam pasował się wówczas z najdokuczliwszą ze wszystkich nędz, nędzą ukrytą. Był on, jak wszystkie natury próżne i lekkie, niewolnikiem osobliwego punktu honoru, który polega na tem aby nie spaść w oczach publiczności; tego samego honoru, który każe graczom giełdowym popełniać legalne zbrodnie, byle ich nie wypędzono ze świątyni agio; który daje niektórym zbrodniarzom siłę do aktów cnoty. Lousteau chodził na śniadanka i obiady, palił tak, jakgdyby był bogaty. Nie byłby, ani za cenę sukcesji, wyrzekł się kupowania najdroższych cygar, dla siebie jak i dla kolegi z którym wstąpił do trafiki. Dziennikarz paradował w lakierowanych bucikach, ale lękał się zajęcia, które, wedle wyrażenia komorników, otrzymało już wszystkie święcenia. Fanny Beaupré nie posiadała już nic do zastawienia, a gaża jej była w areszcie! Wyczerpawszy możliwą sumę zaliczek w tygodnikach, dziennikach i u księgarzy, Stefan nie wiedział gdzie się obrócić. Domy gry, tak nie w porę skasowane, przestały być, jak niegdyś, deską ratunku dla straceńców. Wreszcie, dziennikarz doszedł do takiej nędzy, iż pożyczył od najbiedniejszego z przyjaciół, od Bixiou, którego nigdy o nie nie prosił, sto franków! Najbardziej martwiło Stefana nie to iż winien był pięć tysięcy, ale że ujrzy się odartym ze swej elegancji, ze swego urządzenia nabytego za cenę tylu wyrzeczeń, wzbogaconego przez panią de La Baudraye.
Owóż, 3 kwietnia, żółty afisz, zerwany przez odźwiernego po krótkim pobycie na ścianie domu, oznajmiał sprzedaż pięknego umeblowania na następną sobotę, uprzywilejowany dzień sądowych licytacyj. Lousteau przechadzał się paląc cygara i szukając jakiej myśli; w Paryżu bowiem myśli są w powietrzu, uśmiechają się do człowieka na rogu ulicy, pryskają z pod kół kabrjoletu ze strumieniem błota! Leń szukał już od miesiąca konceptu do artykułów i tematów do noweli; ale spotykał jedynie przyjaciół, którzy ciągnęli go na obiad, do teatru i którzy upijali jego strapienie, powiadając iż wino szampańskie go natchnie.
Strona:PL Balzac - Muza z Zaścianka.djvu/184
Ta strona została przepisana.