Strona:PL Balzac - Muza z Zaścianka.djvu/185

Ta strona została przepisana.

— Uważaj, rzekł jednego wieczora okrutny Bixiou, który zdolny był dać koledze sto franków i równocześnie przeszyć mu serce zabójczem słówkiem; kładąc się codzień spać pijany, obudzisz się pewnego dnia z rozmiękczeniem mózgu.
W wilję fatalnego dnia, w piątek, nieszczęśliwy, mimo nawyku nędzy, był zgnębiony niby skazaniec. Niegdyś, byłby sobie powiedział: — Ba! mebelki zużyły się trochę, trzeba je odświeżyć. Ale czuł się niezdolny rozpocząć ma nowo cyrkowe sztuki literackie. Księgarstwo, toczone bezprawnemi przedrukami, płaciło mało. Dzienniki wyzyskiwały wyczerpane talenty, jak czynią dyrektorzy teatru z tenorami którzy spadli o nutę. I biedak szedł przed siebie, patrząc mętnie w tłum a nie widząc nic, z cygarem w ustach, rękami w kieszeniach, z twarzą wewnątrz skrzywioną boleśnie a z fałszywym uśmiechem na ustach. W tej chwili ujrzał panią de La Baudraye mijającą go w powozie; jechała w stronę bulwarów przez Chaussée d’Antin, aby się udać do Lasku. „Już tylko to jedno”, powiedział sobie. Wrócił do domu, aby się wypięknić. Wieczorem, o siódmej, podjechał w dorożce pod dom pani de La Baudraye i poprosił odźwiernego aby oddał ten bilecik:

„Czy pani hrabina zechce uczynić panu Lousteau tę łaskę, aby go przyjąć na chwilę, i w tej chwili?“

Bilecik ten zapieczętowany był pieczątką która niegdyś służyła kochankom. Pani de La Baudraye kazała wyryć na prawdziwym krwawniku wschodnim: Bo tak!... Wielkie słowo, słowo kobiet, słowo które może wytłómaczyć wszystko, nawet stworzenie świata. Hrabina kończyła tualetę aby się udać do Opery, piątek był dniem jej abonamentu. Zbladła, widząc pieczątkę.
— Proszę zaczekać! rzekła wkładając bilecik za gors.
Miała tę siłę by ukryć pomieszanie, i poleciła matce aby ułożyła dzieci. Kazała prosić Stefana i przyjęła go w buduarze obok salonu, przy otwartych drzwiach. Miała iść po teatrze na bal, włożyła wła-