Strona:PL Balzac - Muza z Zaścianka.djvu/188

Ta strona została przepisana.

I pociągnęła matkę, która wyraźnie miała ochotę zajrzeć z kim córka rozmawia w buduarze.
W dwa dni później, pani Piédefer odbyła wielką naradę z proboszczem. Wysłuchawszy lamentacyj starej matki w rozpaczy, ksiądz rzekł poważnie: — Wszelkie odrodzenie moralne, nie poparte wielkiem uczuciem religijnem i nie dokonane na łonie Kościoła, wspiera się na piasku... Wszystkie owe praktyki, tak drobiazogwe, a tak mało zrozumiane, jakie nakazuje katolicyzm, to tamy, potrzebne aby powściągnąć burze złego ducha. Wpłyń pani na córkę, aby spełniała obowiązki religijne, a ocalimy ją...
W dziesięć dni po tej naradzie, pałac de La Baudraye zamknięto. Hrabina wraz z dziećmi, matka, słowem cały dom, który powiększył się o nauczyciela, udał się do Anzy, gdzie Dina zamierzała spędzić całe lato. Była, powiadają, bardzo dobra dla hrabiego. W ten sposób, Muza z Sancerre wracała poprostu na łono Rodziny i Małżeństwa; ale, wedle pewnych złośliwych języków, była zmuszona na nie wrócić, ponieważ pragnienia małego para Francji ziszczą się niewątpliwie: oczekuje córki!... Wreszcie, Kajcio i pan Gravier otoczyli piękną hrabinę niewolniczemi staraniami i nadskakiwaniami. Syn prezydenta, który, podczas długiej nieobecności pani de La Baudraye, udał się do Paryża aby tam brać lekcje szyku, miał, jak szeptano w Towarzystwie literackiem, widoki zyskania łask tej kobiety wyższej odartej ze złudzeń. Inni zakładali się za korepetytorem, a pani Piédefer przemawiała za religją.
W r. 1844, w połowie czerwca, hrabia de La Baudraye, przechadzając się po promenadzie w Sancerre w towarzystwie dwóch ładnych chłopaczków, spotkał pana Milaud, generalnego prokuratora, przybyłego do Sancerre za interesami, i rzekł doń:
— Kuzynie, oto moje dzieci!...
— A, nasze dzieci... powtórzył złośliwy prokurator.

Paryż, czerwiec 1844 — sierpień 1844.