Strona:PL Balzac - Muza z Zaścianka.djvu/37

Ta strona została przepisana.

Jednakże, im bardziej jaśniała niewinność pani de La Baudraye, tem trudniejszą stawała się jej pozycja w ciekawych oczach kobiet. Często, u prezydentowej Boirouge, starsze damy dyskutowały przez całe wieczory, poufnie rozumie się, problem małżeństwa La Baudraye. Wszystkie przeczuwały w niem jedną z owych tajemnic, których sekret żywo interesuje kobiety świadome życia. W istocie, w La Baudraye rozgrywała się długa i monotonna tragedja małżeńska, z tych, które pozostałyby wiecznie nieznane, gdyby chciwy skalpel dziewiętnastego wieku nie zaczął, wiedziony koniecznością znajdywania czegoś nowego, zgłębiać najtajniejszych zakątków serca lub też, jeżeli chcecie, tych które uszanowała wstydliwość poprzednich stuleci. I ten dramat domowy dość dobrze tłómaczy cnotę Diny w pierwszych latach małżeństwa.
Młoda dziewczyna, której sukcesy na pensji czerpały swe źródło w ambicji, której pierwszą rachubę uwieńczyło pierwsze zwycięstwo, nie miała zapewne zamiaru zatrzymać się na tak pięknej drodze. Mimo niepozornej postaci, pan de La Baudraye, był, dla panny Diny Piédefer, partją w istocie nieoczekiwaną. Co za ukrytą myśl mógł mieć ten winiarz, żeniąc się, w czterdziestym czwartym roku, z siedmnastoletnią dziewczyną, i jaką korzyść żona mogła zeń wyciągnąć? To był pierwszy temat rozmyślań Diny. Człowieczek mylił bezustannie obserwację żony. I tak, zrazu, pozwolił zagarnąć dwa szacowne hektary, zmarnowane na park dokoła La Baudraye, i dał, prawie że z lekkiem sercem, siedm czy ośm tysięcy franków, potrzebnych ma przeobrażenia domu. Dina dzięki temu mogła zakupić w Issoudum ruchomości Rougetów, i rozwinąć u siebie w domu przepychy średniowiecza, Ludwika XIV i Pompadour. Młoda mężatka z trudnością mogła wówczas uwierzyć, aby pan de La Baudraye był tak skąpy jak mówiono: miała prawo myśleć, iż zdobyła nań nieco wpływu. Ten błąd trwał półtora roku. Po drugiej podróży paryskiej pana de La Baudraye, Dina poznała w nim, we wszystkiem co tyczyło pieniędzy, lodowaty chłód prowincjonalnego Harpagona. Pierwszej przymówce o kapitały, towarzyszyła jedna z tych uroczych kome-