już miała przyjąć zabiegi wicehrabiego de Chargeboeuf; ale mianowano go prefektem i opuścił departament. Ku wielkiemu zadowoleniu prokuratora, nowy podprefekt był żonaty, a żona jego żyła blisko z Dimą. Pan de Clagny nie miał już rywala prócz pana Gravier. Otóż, pan Gravier był typem czterdziestolatka, którym się posługują i z którego drwią sobie kobiety, podtrzymując umiejętnie i bez skrupułów jego nadzieje, tak jak się karmi zwierzę pociągowe. W ciągu sześciu lat, między wszystkimi mężczyznami których jej przedstawiono, na dwadzieścia mil wokoło, nie znalazł się ani jeden, na którego widok Dina odczułaby owo wzruszenie jakie budzi piękność, wiara w szczęście, zetknięcie z wyższą duszą, lub przeczucie jakiejbądź miłości, nawet nieszczęśliwej.
Żadna z szacownych zdolności Diny nie mogła się tedy rozwinąć; skryła rany zadane jej dumie, ustawicznie drażnionej przez męża, który przechadzał się tak spokojnie, niby podrzędny aktor, na scenie jej życia. Zniewolona zagrzebać skarby serca, wydała społeczeństwu jedynie swą zewnętrzną istotę. Chwilami otrząsała się, chciała powziąć męskie postanowienie; ale trzymała ją na pasku kwestja pieniężna. Tak, powoli, mimo ambitnych protestów, mimo fizycznych buntów ducha, ulegała przeobrażeniom prowincjonalnym, któreśmy właśnie opisali. Każdy dzień unosił strzęp pierwotnych postanowień. Wykreśliła sobie program starań tualetowych, i zaniedbała go stopniowo. O ile zrazu szła za modą, o ile utrzymywała styczność z drobnemi wymysłami zbytku, z czasem była zmuszona ograniczyć sprawunki do wysokości swej pensji. W miejsce czterech kapeluszy, sześciu czepeczków, sześciu sukien, zadowoliła się jedną suknią na sezon. Tak bardzo wychwalano na Dinie pewien kapelusz, że donosiła go jeszcze w następnym roku. Tak samo ze wszystkiem. Często, artystyczna jej dusza poświęcała wymagania stroju żądzy posiadania jakiegoś gotyckiego mebla. W siódmym roku, doszła do tego, iż najwygodniej jest kazać robić ranne suknie pod swojem okiem najbieglejszej szwaczce z miasteczka; matka, mąż, przyjaciele znajdowali ją uroczą w tych oszczędnych toaletach, w których bły-
Strona:PL Balzac - Muza z Zaścianka.djvu/42
Ta strona została przepisana.