Strona:PL Balzac - Muza z Zaścianka.djvu/52

Ta strona została przepisana.

jej bóle, nie wystarczały już, po r. 1830, pragnieniom tego chorego serca. Ksiądz Duret, który mówił o względach świata wówczas gdy głos religji był bezsilny, ksiądz Duret, który rozumiał Dinę, który jej malował piękną przyszłość mówiąc iż Bóg nagrodzi wszystkie szlachetnie dźwigane cierpienia, ten miły starzec nie mógł już stanąć między grożącem niebezpieczeństwem a piękną penitentką, którą nazywał swą córką. Stary i mądry ksiądz silił się niejeden raz oświecić Dinę co do charakteru pana de La Baudraye, mówiąc że ten człowiek umie nienawidzić; ale kobiety niełatwo są skłonne przyznać siłę istotom słabym, nienawiść zaś jest zbyt wytężoną czynnością aby mogła nie być żywą siłą. Znajdując męża głęboko obojętnym w miłości, Dina nie wierzyła u niego w zdolność nienawiści. — Nie mięszaj nienawiści i zemsty, mówił ksiądz, to dwa bardzo różne uczucia: jedno jest odwetem ludzi małych, drugie prawem któremu są posłuszne wielkie dusze. Bóg mści się, a nie nienawidzi. Nienawiść jest przywarą ciasnych dusz, karmią ją wszystkiemi swemi małostkami, czynią z niej płaszczyk dla niskich instynktów tyranji. To też strzeż się zranić pana de La Baudraye; przebaczyłby ci błąd, bo znalazłby w nim korzyść, ale byłby spokojnie nieubłagany, gdybyś dotknęła punktu w który go tak okrutnie ugodził pan Milaud z Nevers; wówczas życie stałoby ci się niemożliwe.
Owóż w chwili gdy całe trzy departamenty z przyległościami pyszniły się panią de La Baudraye i sławiły ją pod imieniem Jana Diaz, mały de La Baudraye odczuł tę sławę jako śmiertelne pchnięcie. On jeden znał sekret poematu Pakita z Sewilli. Kiedy rozprawiano o tym wściekłym utworze, wszyscy mówili o Dinie: — „Biedna kobieta! biedna kobieta!“ Kobiety były szczęśliwe, że mogą ubolewać nad tą która ich tak przygniatała; nigdy Dina nie wydała się większa niż wówczas oczom okolicy. Starowina, bardziej żółty, pomarszczony, wątlejszy niż kiedykolwiek, nie okazał nic; ale Dina podchwyciła niekiedy skierowane na siebie jadowicie chłodne spojrzenia, które przeczyły zdwojonej uprzejmości i słodyczy. Odgadła w końcu to, co brała zrazu za zwykłe kwasy małżeńskie; ale, kiedy