Strona:PL Balzac - Muza z Zaścianka.djvu/58

Ta strona została przepisana.

suknie. Na południe inteligencji, rozmowę ograniczają obserwacje intryg ukrytych na dnie stojącej wody prowincjonalnego życia; na północ, zapowiadające się małżeństwa; na zachód, zazdrości; na wschód, uszczypliwe słówka. To też, widzicie rezultat? rzekła pozując się, kobieta ma zmarszczki w dwudziestym dziewiątym roku, na dziesięć lat przed czasem zakreślonym przepisami doktora Bianchon; traci cerę również bardzo szybko i żółknie jak cytryna, o ile przeznaczonem jej jest żółknąć, znamy takie które zielenieją. Kiedy dochodzimy do tego punktu, chcemy usprawiedliwić nasz stan normalny. Atakujemy wtedy, ząbkami wyostrzonymi jak u wiewiórki, straszliwe namiętności Paryża. Mamy tutaj purytanki mimo woli, które rwą w strzępy koronki zalotności i kąsają poezję waszych paryskich piękności; które szarpią cudze szczęście zachwalając swoje orzechy i zjełczałą słoninę, wychwalając swoje pułapki na myszy, szare kolory i klasztorne zapachy naszego sancerskiego życia.
— Podoba mi się ta rezolucja, rzekł Bianchon. Kiedy się jest skazaną na takie niedole, trzeba mieć ten spryt aby je przekształcić na cnoty.
Zdumiony świetnym manewrem, zapomocą którego Dina wydawała prowincję na łup swoim gościom i uprzedzała w ten sposób ich sarkazmy, młody Boirouge trącił łokciem Stefana Lousteau, ze spojrzeniem i uśmiechem które mówiły: „I cóż? czym was oszukał?“
— Ależ pani, rzekł Lousteau, przekonywa nas pani że jesteśmy jeszcze w Paryżu, ukradnę pani ten kawałek, przyniesie mi dziesięć franków w jakim feljetonie.
— Och! drogi panie, odparła, niech się pan strzeże kobiet z prowincji!
— Czemu? rzekł Lousteau.
Pani de La Baudraye wpadła na chytrość, dosyć niewinną zresztą, aby dwom Paryżanom, między którymi chciała wybrać zwycięzcę, pokazać pułapkę w którą wybraniec się pochwyci, w rozumieniu, iż, z chwilą gdy się przestanie mieć na baczności, przewaga będzie po jej stronie.