Strona:PL Balzac - Muza z Zaścianka.djvu/65

Ta strona została przepisana.

— Do zamku na śniadanie, odparł Kajcio. Czy myślicie, że byłbym spokojny, gdyby pani de La Baudraye została sama z panem de Clagny? Teraz jest ich dwóch, będą się pilnowali, Dina będzie pod dobrą strażą.
— Ho ho! zatem pani de La Baudraye jeszcze namyśla się z wyborem? rzekł Lousteau.
— Mama tak przypuszcza; co do mnie, boję się, czy pan de Clagny nie otumanił w końcu pani de La Baudraye. Jeżeli zdołał jej ukazać w swoim mandacie jakieś perspektywy na tekę ministra, wówczas jego krecia skóra, jego straszliwe ślepia, rozczapirzone kudły, głos ochrypłego drabanta, chudość pokątnego poety, łatwo mogą się zmienić w uroki Adonisa. Jeżeli Dina ujrzy w panu de Clagny generalnego prokuratora, może się w nim dopatrzyć ładnego chłopca. Wymowa ma wielkie przywileje. Zresztą, pani de La Baudraye jest ambitna, Sancerre obrzydło jej, marzy o wielkościach paryskich.
— Ale cóż pan ma w tem za interes, rzekł Lousteau, jeżeli kocha prokuratora... Aha! przypuszczasz, młodzieńcze, że go nie będzie kochała długo, i masz nadzieję zostać jego następcą...
— Wy, panowie, rzekł Kajetan, spotykacie w Paryżu tyle rozmaitych kobiet, ile jest dni w roku. Ale w Sancerre, gdzie niema ich ani sześciu, i gdzie, z tych sześciu, pięć ma dzikie pretensje do cnoty, skoro najpiękniejsza z nich trzyma człowieka swemi wzgardliwemi spojrzeniami na taki dystans jakby była księżniczką krwi, wolno jest młodemu człowiekowi starać się odgadnąć sekrety tej kobiety, wówczas będzie zmuszona się z nim liczyć.
— To się nazywa tutaj liczyć się, rzekł, uśmiechając się, dziennikarz.
— Przypuszczam u pani de La Baudraye zbyt wiele dobrego smaku, aby uwierzyć iż może się interesować tą małpą, rzekł Horacy Bianchon.
— Horacy, rzekł dziennikarz, słuchaj, uczony tłómaczu natury ludzkiej, zastawmy pułapkę panu prokuratorowi: oddamy przysłu-