Strona:PL Balzac - Muza z Zaścianka.djvu/66

Ta strona została przepisana.

gę maszemu przyjacielowi Kajciowi i uśmiejemy się. Nie lubię prokuratorów.
— Masz słuszne przeczucie swego losu, rzekł Horacy. Ale co masz na myśli?
— Ot, opowiedzmy, po obiedzie, parę historyjek o kobietach przydybanych przez mężów, zabitych, zamordowanych wśród straszliwych okoliczności. Zobaczymy, jaką minę zrobią pani de La Baudraye i pan de Clagny.
— Niezła myśl, rzekł Bianchon; niepodobna aby jedno z nich nie zdradziło się jakim gestem lub słowem.
— Znam, rzekł Lousteau zwracając się do Kajetana, pewnego redaktora, który, aby uniknąć smutnego losu, zamieszcza w swoim dzienniku same historje w których kochankowie są spaleni, posiekani, utłuczeni w moździerzu, poćwiartowani; kobiety ugotowane, upieczone, usmażone. Znosi następnie żonie te straszne historje, w nadziei iż będzie mu wierna ze strachu; jako skromny mąż, zadowala się tą deską ratunku. „Widzisz, kochanie, dokąd prowadzi najlżejszy błąd!“ mówi, parafrazując Arnolfa ze Szkoły żon.
— Pani de La Baudraye jest zupełnie niewinna, młodzieńcowi w oczach się dwoi, rzekł Bianchon. Stara Piédefer wydaje mi się nadto nabożna, aby zapraszać do Anzy kochanka córki. Pani de La Baudraye musiałaby oszukać matkę, męża, pokojówkę swoją i pokojówkę matki; to za wiele pracy, stanowczo.
— Znajdziemy przecież jakąś jedną, dwie historyjki, zdolne przyprawić Dinę o drżenie, rzekł Lousteau. Młody człowieku, i ty, Bianchon, proszę was o zachowanie poważnej miny, okażcie się dyplomatami, swobodnie, bez afektacji, śledźcie, niby nie zwracając uwagi, oblicze dwojga występnych, rozumiecie?... z pod oka, albo w lustrze, ukradkiem. Rano będziemy polować na zająca, wieczór na prokuratora.
Wieczór zaczął się tryumfalnie dla Stefana, który oddał kasztelance album, zawierający tę elegję: