pieniądze, aby panu ułatwić ucieczkę; ale baczność! gdyby powzięto najlżejsze podejrzenie, rozstrzelanoby mnie aż ha! Przyrzekłem tedy, że umoczę pałce w tej sprawie, akurat tyle aby uczciwie zarobić parę groszy. Ot, masz pan, oto klucz, rzekł wyjmując z kieszeni małą piłkę, tem może pan przepiłować kratę. Ba! to nie będzie zbyt wygodnie, dodał ukazując ciasny otwór, przepuszczający nieco światła. Framuga tego okienka znajdowała się nad gzymsem który wieńczył nazewnątrz basztę, między owemi wielkiemi wystającemi kamieniami, na których wspierają się zęby blanków. — Ale, rzekł dozorca, trzeba piłować żelazo dość blisko, aby pan się mógł przecisnąć. — Och, bądź spokojny, przecisnę się, rzekł więzień. — A dość daleko, aby pan miał do czego przywiązać sznur, odparł klucznik. — Gdzież jest? spytał Beauvoir. — Tu, odparł dozorca, rzucając mu zawęźlony sznur. Skręcono go z bielizny, aby można było mniemać że to pan sam go sporządził; jest dostatecznie długi. Kiedy pan będzie przy ostatnim węźle, puść się swobodnie na dół; reszta, to już pańska rzecz. Prawdopodobnie, znajdziesz gdzieś w pobliżu powóz i konie, i przyjaciół czekających na pana. Ale ja nie wiem o tem nic! Nie potrzebuję pana uprzedzać, że jest straż u stóp turmy. Musi pan wybrać noc porządnie ciemną i upatrzyć moment kiedy żołnierz na posterunku uśnie. Naraża się pan może na kulkę, ale... — Dobrze już, dobrze! nie będę gnił tutaj, wykrzyknął kawaler. — Phi! mogłoby być i tak, odparł dozorca głupkowato. Beauvoir wziął to ot, za bezmyślne porzekadło, właściwe tego rodzaju ludziom. Nadzieja że niebawem może być wolny natchnęła go taką radością, iż nie w głowie mu było rozważać gadaninę tego człowieka, ledwie że cośkolwiek oskrobanego prostaka. Natychmiast zabrał się do roboty, i, w ciągu dnia, zdołał przepiłować kraty. W obawie odwiedzin komendanta, ukrył swą pracę, zatykając szczeliny ośrodkiem chleba zarobionego z rdzą aby mu nadać kolor żelaza. Ukrył też sznur i zaczął wypatrywać sprzyjającej nocy, z ową skupioną niecierpliwością i głębokiem wzruszeniem, które dają tyle dramatyczności życiu więźniów. Wreszcie, w mgli-
Strona:PL Balzac - Muza z Zaścianka.djvu/75
Ta strona została przepisana.