Strona:PL Balzac - Muza z Zaścianka.djvu/87

Ta strona została przepisana.

tycznością. Czyż prawdy tej nie potwierdziło wydawnictwo Gazety Sądowej, mojem zdaniem jedno z największych nadużyć prasy? Dziennik ten, który sięga dopiero roku 1826 lub 1827, nie istniał w czasie moich początków w służbie państwowej; to też szczegóły zbrodni którą państwu opowiem nie były znane poza departamentem w którym ją spełniono. W dzielnicy Saint-Pierre-des-Corps w Tours, kobieta, której mąż znikł bez wieści podczas rozpuszczania armji Loary w 1816 r. i która naturalnie bardzo go opłakiwała, zwróciła na siebie uwagę nadzwyczajną dewocją. Kiedy misje przebiegały prowincjonalne miasta aby wznosić na nowo obalone krzyże i zacierać ślady rewolucyjnych bezbożności, wdowa ta wystąpiła jako jedna z najżarliwszych prozelitek, nosiła krzyż, przybiła doń serce ze srebra przeszyte strzałą, i, długi czas po misji, chodziła co wieczora modlić się pod krzyżem który umieszczono za chórem kościoła. Wreszcie, zmożona wyrzutami, wyspowiadała się ze straszliwej zbrodni. Zamordowała męża tak jak zamordowano Fualdèsa, podrzynając mu gardło; zasoliła go, włożyła do starych beczek, kawałkami, zupełnie jak wieprza. I długi czas, co rano, obcinała po kawałku i chodziła wrzucać do Loary. Spowiednik poradził się przełożonych i oznajmił penitentce, że powinna zawiadomić prokuratora. Uczyniła to i oczekiwała nadejścia władz. Prokurator, zwiedzając, wraz z sędzią śledczym, piwnicę, znalazł jeszcze głowę męża w soli, w jednej z kadzi. — Ależ, nieszczęśliwa, rzekł sędzia Śledczy do obżałowanej, skoro pani miałaś to okrucieństwo aby rzucać ciało kawałkami do rzeki, czemuż nie usunęłaś i głowy, nie byłoby dowodów... — Często próbowałam, proszę pana, rzekła; ale zawsze była mi za ciężka.
— I cóż, co się stało z tą kobietą?... wykrzyknęli dwaj Paryżanie.
— Skazano ją i stracono w Tours, odpowiedział urzędnik; ale żal jej i pobożność zyskały jej powszechne współczucie, mimo potworności zbrodni.