Strona:PL Balzac - Muza z Zaścianka.djvu/91

Ta strona została przepisana.

— Szukał pan przyjemności, ale nie kochał pan jeszcze, rzekła. Wierz mi pan, prawdziwa miłość przychodzi często w życiu nawspak wszelkiemu sensowi. Patrz pan na pana de Gentz, który na schyłku lat rozkochał się w Fanny Elster, i zostawił rewolucję Lipcową jej losom dla prób tej tancerki!
— To mi się wydaje trudne, rzekł Lousteau. Wierzę w miłość, ale nie wierzę już w kobietę... Muszą być we mnie jakieś wady, które nie pozwalają mnie pokochać, często bowiem kobiety porzucały mnie. Może mam za wiele poczucia ideału... jak wszyscy ci, którzy zanadto ryli się w rzeczywistości...
Pani de La Baudraye doczekała się wreszcie rozmowy z człowiekiem, który, rzucony w najbardziej lotne środowisko paryskie, przynosił stamtąd zuchwałe aksjomaty, deprawacje niemal naiwne, śmiałe przekonania, i który, jeśli nie był człowiekiem wyższym, odgrywał przynajmniej wyższość bardzo dobrze. Stefan zyskał w oczach Diny cały sukces premiery. Pakita z Sancerre odetchnęła burzami Paryża, powietrzem Paryża. Spędziła jeden z najmilszych dni swego życia, między Stefanem a Bianchonem, którzy opowiadali jej ciekawe anegdotki o wielkościach dnia, poufne rysy które kiedyś będą figurować w anałach naszego wieku, powiedzenia i wypadki pospolite w Paryżu, ale dla niej zupełnie nowe. Naturalnie, Lousteau wyrażał się bardzo ujemnie o wielkiej sławie niewieściej z Berry, w wyraźnej intencji pochlebienia pani de La Baudraye i sprowadzenia jej na grunt zwierzeń literackich: traktował George Sand jako jej rywalkę. Pochwała ta upoiła panią de La Baudraye; panu de Clagny, generalnemu poborcy i młodemu Boirouge wydało się, iż jest serdeczniejsza ze Stefanem niż w wilję. Wielbiciele Diny żałowali mocno, iż udali się wszyscy do Sancerre, gdzie obębnili wieczór w Anzy. Nigdy, ich zdaniem, nie słyszał nikt nic równie dowcipnego; godziny biegły tak, iż niesposób było dojrzeć ich lekkich stóp. Wysławiali obu Paryżan jak dwa cudy. Przesady te, otrąbione po Mail, miały ten skutek, iż sprowadziły wieczorem do zamku szesnaście osób, jedne w familijnej landarze, drugie w kabrjoletach,