— Co tobie? rzekł Stefan.
— Ależ ta makulatura, w którą zawinięto korekty, zawiera najcudniejszy romans! Masz, czytaj: Olimpia, czyli Tajemnice Rzymu.
— Pokaż, rzekł Lousteau, biorąc kawałek makulatury z rąk doktora, i przeczytał głośno co następuje:
jaskini. Rinaldo, oburzony tchórzo-
stwem towarzyszów, którzy byli od-
ważni jedynie w polu i nie śmieli za-
puścić się w ulice Rzymu, obrzucił
ich spojrzeniem wzgardy.
— Jestem tedy sam! rzekł.
Zdawał się myśleć chwilę, poczem
dodał: — Jesteście nędznicy, pójdę
sam i sam zgarnę tę bogatą zdobycz..
Słyszycie!... Żegnam.
— Kapitanie!... rzekł Lamberti,
a gdyby cię ujęto... jeżeli ci się nie
powiedzie?
— Bóg ze mną! odparł Rinaldo
ukazując niebo.
Z temi słowy wyszedł i spotkał w
— Koniec stronicy, rzekł Lousteau, którego wszyscy słuchali w religijnem skupieniu.
— Czyta nam swoje dzieło, rzekł Kajcio do młodego Popinot- Chandier.
— Z pierwszych słów mogły panie odgadnąć, podjął dziennikarz chwytając sposobność zmistyfikowania Sancerczyków, że zbójcy są w jaskimi. Jakże niedbale traktowali wówczas powieściopisarze szczegóły, dziś tak starannie, tak drobiazgowo obserwowane pod pozorem kolorytu lokalnego! Jeżeli złodzieje są w jaskini, zamiast: ukazu-