boskiego szaleństwa, którego tylko drobna cząstka wyraża się w mowie wiązanej, a którego olbrzymie ilości spalają się w czynie; tę iskrę, która błyszczy zarówno w oku natchnionego pisarza jak w oku gracza śledzącego ostatnie obroty kulki na rulecie; która przyświeca ścisłym obliczeniom pierwszych pionierów awiatyki, cierpliwie przygotowywanym planom zwycięskiego wodza albo śmiałego włamywacza — wówczas Vautrin, tak jak go maluje Balzac, jest wielkim poetą. Co więcej — rzecz bardzo znamienna — na tle tak bardzo ziemskiego świata balzakowej Komedii, ten zatwardziały zbrodniarz jest jedynym może czystym idealistą: ten człowiek stanowiący wcielenie brutalnej energii czynu jest jedynym może naprawdę marzycielem...
Jednym z przywilejów geniuszu Balzaka jest zdolność mitologizowania powszedniej egzystencji. Umie on, nie wychodząc z granic codziennej możliwości, doprowadzić ją do temperatury wrzenia; sprawić, iż, niby kipiący płyn w kotle czarownicy, pozwala czytać w swej głębi tajemnicze runy życia. Takim mitem jest Vautrin; jednym z tych, które tylekroć nęciły zarówno poezję ludową jak i największych pisarzy: mitem o kuszeniu szatana, który, wzamian za zaprzedanie duszy, roztacza oczom człowieka obraz wszystkich bogactw i rozkoszy ziemi, mówiąc: „jeżeli zechcesz, to będzie twoje“. I znowuż — z ową podziwu godną sztuką, na którą nieraz zwracałem uwagę — Balzac przedstawia dwie różne sceny takiego kuszenia: jedna, gdzie wymowa kusiciela rozbija się — coprawda w połowie tylko i przy pomocy okoliczności — o trzeźwy instynkt życiowy młodego Rastignaka; druga, gdzie ten poeta występku spotka się z drugim poetą, poetą rozkoszy, równie słabym i bluszczowym jak on sam jest hartowny i silny: z Lucjanem de Rubempré[1]. Dopiero znalazłszy to jakby dlań predestynowane medium, Vautrin będzie mógł urzeczywistnić ścigane przez całe życie marzenie inkarnacji
- ↑ Cierpienia wynalazcy.