samego siebie w drugą istotę, będącą wyidealizowaną projekcją jego tęsknoty, jego tworem, dzieckiem, tak jak posąg jest tworem dłuta rzeźbiarza a wyśniona postać tworem wyobraźni poety.
Ale Balzac zanadto silnie tkwił korzeniami w ziemi, aby nawet ta zawrotna fantazja mogła go od niej oderwać. Jego Vautrin, to nie jakiś zdawkowy „demon“ z melodramatu[1]. Ta potężna postać, która, niby ów szatan w olbrzymiej płaskorzeźbie Vigelanda, pozostaje w pamięci jako środkowy punkt balzakowej Komedii, nie obnosi po świecie maski byronowskiego Kaina. Ów czart paryski urodził się pono w Turenii, w ziemi rodzinnej Balzaka, tej która wydała również Rabelego i Kartezjusza: wyssał z tej gleby nieubłaganą logikę jednego, a wściekłą werwę drugiego pisarza. A przedewszystkiem, w jego niezmożonej furii życia, w przewalaniu się myśli, ostrości i brutalności spojrzenia, poznajemy w nim samego Balzaka. I, zaprawdę, niepojęte, zdumiewające jest, iż ten napozór najbardziej objektywny z pisarzy potrafił równocześnie indywidualnością swoją obdzielić Dawida Sechard z Dwóch poetów i — Vautrina!
Eugeniusz Rastignac, to beniaminek Komedii ludzkiej. Spotykamy go w niej ciągle, w całym szeregu powieści. Idzie przez życie pewnym krokiem, sprytnie, zręcznie, gdy trzeba bezwzględnie, dochodzi do majątku, do władzy, poważania. W wyścigu tym, gdzie raz po razu któryś z jeźdźców, wysadzony z siodła, kręci kark lub wali się w rów, on należy do tych niewielu którzy dojdą do mety. W Ojcu Goriot posiada on jeszcze ten wdzięk młodości, którym uwodzi samego Balzaka; w innych powieściach przedstawia się tym czym jest: naturą arcytrzeźwą, której nigdy skrzydła nie będą przeszkadzać w chodzeniu po ziemi: człowiekiem wybitnie zdolnym a miernym zarazem, dość zawistnym, niezbyt skrupulatnym... niezłym chłopcem zresztą, lepszym od wielu innych.
Jeden jest jeszcze rys w Vautrinie, zasługujący na szczególną
- ↑ Będzie nim niestety, na jakiś czas, w Blaskach i nędzach życia kurtyzany, aby znowu stać się głęboko ludzkim w Ostatnim wcieleniu Vautrina.