nie. Ja, widzisz, mam pewną myśl. Marzeniem moim jest pędzić życie patriarchalne na wielkiej przestrzeni, jakieś sto tysięcy morgów, naprzykład w Stanach Zjednoczonych, na Południu. Chcę zostać plantatorem, mieć niewolników, zarobić parę ładnych milionów sprzedając woły, tytoń, lasy, żyjąc jak udzielny monarcha, robiąc co mi się podoba, prowadząc życie, którego nikt nie pojmuje tutaj, gdzie ludzie gniotą się w norach z tynku. Ja jestem wielki poeta. Nie piszę swoich poezyj: są w czynach i uczuciach. W tej chwili posiadam pięćdziesiąt tysięcy franków, które by mi dały ledwie pięćdziesięciu murzynów. Trzeba mi dwustu tysięcy, bo chcę mieć dwustu czarnych, aby uczynić zadość swoim patriarchalnym upodobaniom. Murzyni, widzisz, to nowonarodzone dzieci, z którymi robi się co się chce, i wścibski prokurator nie przyjdzie żądać z nich rachunku. Z tym czarnym kapitałem w dziesięć lat będę miał trzy albo cztery miliony. Jeśli mi się powiedzie, nikt się nie spyta: „Kto jesteś?“ Będę pan Cztery Miliony, obywatel Stanów Zjednoczonych. Będę miał pięćdziesiąt lat, nie będę jeszcze strupieszały, użyję sobie życia na swój sposób. W dwóch słowach, jeśli ci dostarczę posagu w wysokości miliona, czy dasz mi dwieście tysięcy franków? Dwadzieścia od sta prowizji, hę? Czy to nie za drogo? Rozkochasz w sobie młodą żonkę. Raz będąc po ślubie, zdradzisz niepokój, zgryzoty, będziesz udawał smutnego przez dwa tygodnie. Pewnej nocy, po paru takich scenkach, przyznasz się żonie, między dwoma karesami, do dwustu tysięcy długów, mówiąc do niej: „Mój aniele!“ Wodewil ten odgrywają codziennie najdystyngowańsi młodzi ludzie. Kobieta nie odmawia sakiewki temu, który zdobył jej serce. Myślisz, że stracisz na tym? Nie. Znajdziesz sposób odbicia swoich dwustu tysięcy franków w jakim interesie. Mając kapitał, i przy twoim sprycie, zrobisz pieniędzy ile sam zapragniesz. Ergo, zapewnisz w ciągu pół roku szczęście własne, szczęście miłej kobietki, a wreszcie i papy Vautrin, nie licząc swej rodziny, która w zimie chucha w palce w braku drzewa na opał. Nie dziw się ani temu co ofiaruję, ani temu o co cię proszę! Na sześćdziesiąt świetnych mał-
Strona:PL Balzac - Ojciec Goriot.djvu/116
Ta strona została przepisana.