„Czy zechce mnie pani kochać?“ Uzda założona, skaczmyż na grzbiet bydlątka i ujeźdźmy je, rzekł do siebie Eugeniusz, idąc pożegnać panią de Beauséant, która opuszczała teatr z panem d’Ajuda.
Biedny student nie wiedział, że baronowa była roztargniona i że czekała od de Marsaya rozstrzygającego listu, jednego z tych co drą duszę w strzępy. Uszczęśliwiony swoim fałszywym sukcesem, Eugeniusz przeprowadził kuzynkę do przedsionka, gdzie każdy czeka na swój powóz.
— Pani kuzyn nie podobny jest do samego siebie, rzekł Portugalczyk śmiejąc się do wicehrabiny, skoro Eugeniusz ich opuścił. Rozbije bank, ani chybi. Zwinny jest jak piskorz, i sądzę że zajdzie daleko. Pani jedna zdolna byłaś wyłowić mu w całym Paryżu kobietę w chwili właśnie gdy potrzebuje pocieszyciela.
— Ba, rzekła pani de Beauséant, trzeba by wiedzieć, czy kocha jeszcze tego który ją porzuca.
Student wrócił pieszo na ulicę Neuve-Sainte-Geneviève, pieszcząc najsłodsze plany. Zauważył baczność, z jaką przyglądała mu się hrabina de Restaud, bądź to w loży wicehrabiny, bądź u pani de Nucingen, i wywnioskował, że drzwi hrabiny nie będą już dlań zamknięte. Tak więc miał pozyskać w sercu wielkiego świata paryskiego cztery potężne domy, liczył bowiem, że zdobędzie sympatie marszałkowej. Nie rozbierając zbytnio środków, zgadywał, że w skomplikowanej grze interesów, trzeba się uczepić jednego kółka, aby się znaleźć na górze machiny, czuł się zaś na siłach aby zahamować jej koło.
— Jeśli pani de Nucingen zainteresuje się mną, nauczę ją panować nad mężem. Ten mąż robi złote interesy, pomoże mi zdobyć od jednego zamachu fortunę[1].
Ale powiadał sobie tego wprost, nie był jeszcze dość wytrawny aby ująć sytuację w cyfry, ocenić ją i obliczyć; myśli te bujały na horyzoncie w postaci lekkich chmurek i, mimo że nie miały ostro-
- ↑ Bank Nucingena.