Wogóle, gdy mowa o „etyce“, można, pod tym względem, wyczytać w Ojcu Goriot dziwne rzeczy. Młody Rastignac znajduje się rzucony w Paryż, mając ledwo tyle środków, aby żyć nędznym studenckim życiem u „mamy Vauquer“; tymczasem, nęci go faubourg Saint-Germain, dokąd nazwisko i koligacje dawałyby mu prawo wstępu; świat największego wykwintu i zbytku. Biedny student przedstawia się u swej kuzynki, wicehrabiny de Beauséant, z domu Klary de Bourgogne, mającej królewską krew w żyłach, i naiwnie oddaje się pod jej opiekę. Wicehrabinę wzrusza ufność młodego chłopca, połączona z jego śmiałą gracją Cherubina: gotowa mu jest dać w rękę talizman do zdobycia wszystkiego czego mu trzeba. Oto jak: w rozmowie padło nazwisko pani Delfiny de Nucingen, żony bogatego bankiera, „która wychłeptałaby wszystko błoto między
sobie drobiazgowe groszorobstwo swego Domu handlowego, postanawia rozwinąć skrzydła do szerszego lotu:
„...zeszłego roku, zbiory w całym państwie były bardzo niepomyślne. Tu i owdzie poczęło się pokazywać widmo głodu, łatwo zaś było odgadnąć, że do wiosny zapasy wyczerpią się w całych okolicach i że klęska głodowa może się stać powszechną. Wobec tego, ludzie świadomsi rzeczy, zaczęli przebąkiwać o prawdopodobieństwie zakazu wywozu zboża zagranicę... Połanieckiego wiadomość ta uderzyła tak silnie, że zamknął się na kilka dni z ołówkiem w ręku, poczem udał się do Bigiela z propozycją, żeby tak rozporządzalną gotowiznę jak i kredyt Domu obrócić na hurtowne zakupy zboża.
„...było do przewidzenia, że, wobec braku zboża, ceny pójdą w każdym razie w górę — było również do przewidzenia, że prawo ograniczy możność robienia nowych kontraktów z kupcami innych krajów, ale uszanuje kontrakty zawarte przed jego ogłoszeniem; gdyby zaś i to chybiło, podniesienie się cen w samym kraju było rzeczą niemal pewną. Połaniecki wszystko, o ile było w mocy ludzkiej (!!!) przewidział, wszystko obliczył, — i Bigiel, który, mimo swej ostrożności, był człowiekiem, rozsądnym, musiał przyznać, że widoki po wodzenia są istotnie dość znaczne, i że szkoda pomijać sposobności.
„...główny komisant domu, Abdulski, wyjechał z upoważnieniem czynienia kontraktów w imieniu Domu, tak na gotowe już zboże, jak i na mające przyjść z przyszłych omłotów.