Na to nazwisko spojrzenia skierowały się na ex-handlarza mąki, który przyglądał się Eugeniuszowi z zazdrością.
Rastignac zajechał na ulicę św. Łazarza przed jeden z owych lekkich domów, o smukłych kolumnach, mizernym portyku, które zapełniają nowy, ładny Paryż: prawdziwy dom bankiera, pełen kosztownych ozdób, stiuków, mozajek. Zastał panią de Nucingen w saloniku, którego styl trącił kawiarnią. Baronowa była smutna. Wysiłki, które czyniła aby ukryć zgryzotę, zainteresowały Rastignaka tym żywiej, iż nie było w nich udania. Spodziewał się zastać kobietę ucieszoną jego przybyciem, a ujrzał ją w rozpaczy. Zawód ten ubódł jego ambicję.
— Mało mam praw do zaufania pani, rzekł po chwili przekomarzania się na temat jej zadumy. Gdyby jednak obecność moja była nie na rękę, liczę na pani szczerość, iż powiedziała by mi to pani.
— Niech pan zostanie, rzekła. Była bym sama, gdyby pan odszedł. Baron jest na obiedzie gdzieś w mieście, a nie chciała bym być sama, trzeba mi towarzystwa.
— Ale co pani?
— Byłby pan ostatnią osobą, której bym to powiedziała, wykrzyknęła.
— Ja chcę wiedzieć. Koniecznie. W takim razie muszę grać jakąś rolę w tej tajemnicy?
— Może! Ale nie, dodała, to jedna z owych domowych sprzeczek, które należy pogrzebać na dnie serca. Czy nie mówiłam panu przedwczoraj? Nie jestem szczęśliwa. Złote kajdany są najcięższe ze wszystkich.
Kiedy kobieta mówi młodemu człowiekowi że jest nieszczęśliwa, jeżeli ten młody człowiek jest zuch, dobrze ubrany i ma za tysiąc pięćset franków wolnego czasu w kieszeni, musi pomyśleć sobie to, co sobie powiedział Eugeniusz, i nabiera pewności siebie.
— Czego pani może pragnąć? odparł. Jest pani młoda, piękna, kochana, bogata.
Strona:PL Balzac - Ojciec Goriot.djvu/144
Ta strona została przepisana.