Strona:PL Balzac - Ojciec Goriot.djvu/181

Ta strona została przepisana.

gdzie zaprosić! Ależ on wywali się na ziemię, Panie święty! Także ładnie, aby człowiek w jego wieku tracił rozum. Powie kto, że nie można stracić tego, czego się nie miało... Sylwio, zaprowadźże go do pokoju.
— Biedny chłopiec, rzekła pani Couture, rozgarniając włosy Eugeniusza, które spadały mu na oczy. Zupełnie jest jak młoda dziewczyna, nie wie co hulanka.
— A, mogę powiedzieć, że od trzydziestu jeden lat, przez które prowadzę pensjonat, rzekła pani Vauquer, wielu młodych ludzi przeszło mi przez ręce, jak to mówią; ale nie widziałam jeszcze takiego milusiego, tak dystyngowanego, jak pan Eugeniusz. Jaki on ładny kiedy śpi! Podnieśże mu pani głowę, pani Couture. Ba! osuwa się na ramię panny Wiktoryny; jest jakaś opatrzność dla młodych. Jeszcze trochę, a byłby sobie rozbił czoło o poręcz. Ładna byłaby z nich para.
— Cicho-że pani bądź, pani Vauquer! wykrzyknęła pani Couture, mówi pani rzeczy...
— Ba! rzekła pani Vauquer, nie słyszy. No, Sylwio, chodź mnie ubrać. Włożysz mi wielki gorset.
— A ba! wielki gorset, zaraz po obiedzie? rzekła Sylwia. Nie, niech pani szuka kogo innego, aby panią zasznurował, ja nie mam ochoty mieć pani na sumieniu. Toć pani by mogła życiem to przypłacić.
— Wszystko jedno, chcę przynieść zaszczyt panu Vautrin.
— Zatem tak pani kocha swoich spadkobierców?
— No, Sylwio, nie rezonuj, rzekła wdowa odchodząc.
— W jej wieku! wykrzyknęła kucharka, pokazując swoją panią Wiktorynie.
Pani Couture i jej pupilka, na której ramieniu spał Eugeniusz, zostały same. Chrapanie Krzysztofa rozlegało się w cichym domu i stanowiło kontrast ze spokojnym snem Eugeniusza, który spał tak wdzięcznie jak dziecko. Szczęśliwa że sobie może pozwolić na jeden z owych aktów miłosierdzia, w których wyrażają się wszystkie