Strona:PL Balzac - Ojciec Goriot.djvu/199

Ta strona została przepisana.

— W razie nieszczęścia, rzekł, zwróć się tam. Człowiek, pieniądze, wszystko na twoje usługi.
Dziwna osobistość zabarwiła ostatnie słowa na tyle żartobliwie, aby mogły być zrozumiałe jedynie dla Rastignaka i Vautrina. Skoro żandarmi, żołnierze i agenci opuścili dom, Sylwia, która rozcierała octem skronie gospodyni, spojrzała po stołownikach trwających w osłupieniu.
— A jednak, rzekła, był to kawałek mężczyzny.
Zdanie to rozwiało urok, w jakim pogrążyły każdego natłok i rozbieżność uczuć wywołanych tą sceną. W tej chwili pensjonarze, spojrzawszy po sobie, zwrócili nagle oczy na pannę Michonneau. Stała jak wryta koło pieca, sucha i zimna jak mumia; ze spuszczonymi oczami, jakby się obawiała że cień zielonego daszka nie jest dość silny aby skryć jej wyraz. Zrozumieli naraz tę postać, która od tak dawna była im antypatyczna. Rozległ się głuchy szmer, który przez swą doskonałą zgodność zdradzał jednomyślną odrazę. Panna Michonneau usłyszała, ale nie ruszyła się z miejsca. Pierwszy Bianchon nachylił się do sąsiada.
— Wynoszę się, jeżeli ta pannica ma nadal z nami siadać do stołu, rzekł półgłosem.
W mgnieniu oka wszyscy, z wyjątkiem Poireta, potwierdzili oświadczenie studenta, który, wsparty ogólną zgodą, zbliżył się do starego pensjonarza.
— Pan jesteś w bliskich stosunkach z panną Michonneau, rzekł. Pomów z nią; wytłumacz, że powinna się stąd wynosić natychmiast.
— Natychmiast? powtórzył Poiret zdziwiony.
Zbliżył się do starej panny i szepnął jej kilka słów.
— Zapłaciłam komorne i mieszkam tu za swoje pieniądze jak wszyscy, rzekła, obrzucając obecnych wzrokiem jaszczurki.
— To nic! Złożymy się, aby pani zwrócić, rzekł Rastignac.
— Pan trzyma stronę Collina, odparła, rzucając na studenta badawcze i jadowite spojrzenie. Nie trudno zgadnąć czemu.