Na te słowa, Eugeniusz skoczył, jak gdyby chciał się rzucić na starą pannę i udusić ją. Spojrzenie to, którego łajdactwo zrozumiał, wniosło straszliwe światło w jego duszę.
— Zostawże ją pan! wykrzyknęli stołownicy.
Rastignac skrzyżował ramiona i stał niemy.
— Skończmyż z tym Judaszem w spódnicy, rzekł malarz, zwracając się do pani Vauquer. — Jeżeli pani nie wyprosi panny Michonneau, opuszczamy wszyscy paniną budę i opowiemy wszędzie, że mieszkają tu same tylko szpiegi i bandyci. W przeciwnym razie zachowamy milczenie co do tego wypadku, który ostatecznie może się zdarzyć w najlepszym towarzystwie, aż do chwili gdy zaczną galerników piętnować na czole, oraz zabronią im przebierać się za rentierów i odgrywać rolę trefnisiów, w której znajdują szczególne upodobanie.
Na te słowa, pani Vauquer cudem odzyskała zdrowie, wyprostowała się, założyła ręce na piersiach, otworzyła oczy jasne i bez śladu łzy.
— Ależ, drogi panie, chce pan tedy ruiny mego domu? Oto pan Vautrin... Och, Boże, rzekła, przerywając sama sobie, nie mogę się wstrzymać od nazywania go dawnym, uczciwym nazwiskiem! Oto, rzekła, jedno mieszkanie próżne, a pan chce, abym została jeszcze z dwoma w porze kiedy każdy już się ulokował...
— Panowie, bierzmy kapelusze i chodźmy na obiad do Flicoteaux, plac Sorbony.
Pani Vauquer obliczyła jednym rzutem oka po której stronie jest większa korzyść i potoczyła się ku pannie Michonneau.
— No cóż, ślicznotko, nie chce pani zguby mego zakładu, co? Widzisz, w jakiej ostateczności stawiają mnie ci panowie; idź pani dziś wieczór jeść w swoim pokoju.
— Nie, nie! zakrzyknęli pensjonarze. Chcemy, aby się stąd zabrała natychmiast.
— Ależ ona obiadu nie jadła, biedactwo, rzekł Poiret miłosiernym tonem.
Strona:PL Balzac - Ojciec Goriot.djvu/200
Ta strona została przepisana.