Eugeniusz zostawił starca pod opieką Bianchona i pomknął zanieść pani de Nucingen smutne nowiny, które, w pojęciach jego, jeszcze przeniknionych obowiązkami rodzinnymi, powinny były zgasić wszelkie uciechy.
— Powiedz jej i tak, żeby się dobrze bawiła, krzyknął za nim Goriot, który, na pozór uśpiony, podniósł się na łóżku gdy Rastignac wychodził.
Młody człowiek stanął pełen rozpaczy przed Delifną, którą zastał uczesaną, w balowych trzewikach: pozostawało tylko włożyć suknię. Ale te ostatnie przygotowania, podobne dotknięciom pędzla którymi malarz kończy obraz, wymagały więcej czasu niż samo podmalowanie płótna.
— Jak to! jeszcze nie ubrany? rzekła.
— Ależ, pani ojciec...
— Jeszcze ojciec! przerwała. Nie będzie mnie pan uczył obowiązków. Znam ojca od dawna. Ani słowa, Eugeniuszu. Będę słuchała dopiero wtedy, kiedy będziesz ubrany. Teresa wszystko przygotowała u ciebie, mój powóz czeka, weź go i wracaj. Pomówimy o ojcu jadąc na bal. Trzeba wyjechać wcześnie; jeśli się dostaniemy w sznur powozów, dobrze będzie skoro o jedenastej zdołamy wić wejść na salę.
— Pani...
— Spiesz! ani słowa, rzekła, biegnąc do buduaru po naszyjnik.
— Ależ niech pan idzie, panie Eugeniuszu, bo pani się pogniewa, rzekła Teresa, wypychając młodego człowieka, przerażonego tym wykwintnym ojcobójstwem.
Poszedł się ubrać, oddając się bolesnym dumaniom. Świat przedstawiał mu się jak ocean błota, w którym człowiek grzęźnie po szyję, skoro raz utkwi w nim nogą.
— Same mizerne zbrodnie! rzekł sobie. Vautrin jest większy.
Ujrzał trzy wielkie wyrazy społeczeństwa: Posłuszeństwo, Walkę i Bunt; Rodzinę, Świat i Vautrina. I nie miał odwagi wybrać. Posłuszeństwo było nudne, Bunt niemożliwy, Walka niepewna.
Strona:PL Balzac - Ojciec Goriot.djvu/241
Ta strona została przepisana.