ków. Medyk donosił, że msza przechodzi o wiele ich środki, że trzeba się zadowolić tańszym nabożeństwem nieszpornem i że posłał Krzysztofa z zawiadomieniem do zakładu pogrzebowego. W chwili gdy Eugeniusz kończył czytać kartkę Bianchona, ujrzał w rękach pani Vauquer złoty medalion, zawierający włosy córek.
— Jak pani śmiała wziąć? spytał.
— A cóż? miało się go z tym pochować? odparła Sylwia. Toć to złoto.
— Oczywiście! rzekł Eugeniusz z oburzeniem, niech zabierze z sobą bodaj tę jedną rzecz, która może uzmysłowiać jego córki.
Skoro karawan zajechał, Eugeniusz kazał wnieść z powrotem trumnę, odbił wieko i z religijną czcią ułożył na piersi starego pamiątkę z czasu, gdy Delfina i Anastazja były młodymi i niewinnymi dziewczynami i nie rozumowały, jak to nazwał ojciec w majaczeniach agonii. Rastignac i Krzysztof odprowadzili sami, w towarzystwie dwóch karawaniarzy, wóz, który zaniósł biedaka do pobliskiego kościoła Saint-Etienne du Mont. Tam, wniesiono ciało do niskiej i ciemnej kapliczki, w której oczy studenta próżno szukały córek ojca Goriot lub ich mężów. Był sam z Krzysztofem, który czuł się w obowiązku oddać ostatnią posługę człowiekowi dającemu mu niekiedy sposobność do sutych napiwków. Czekając przybycia księży, chłopca i kościelnego, Rastignac uścisnął dłoń Krzysztofa, nie mogąc wyrzec słowa.
— Tak, panie Eugeniuszu, rzekł Krzysztof, to był zacny i uczciwy człowiek; nigdy głosu na człowieka nie podniósł, nikomu nie wszedł w drogę i nie uczynił krzywdy.
Dwaj księża, chłopiec i kościelny przybyli i spełnili wszystko co można mieć za siedemdziesiąt franków w epoce, gdy religia nie jest dość bogata, aby się modlić darmo. Księża odśpiewali psalm, Libera i De profundis. Nabożeństwo trwało dwadzieścia minut. Był tylko jeden powóz dla księdza i dla chłopca, którzy zgodzili się wziąć z sobą Eugeniusza i Krzysztofa.
Strona:PL Balzac - Ojciec Goriot.djvu/270
Ta strona została przepisana.