chiński cień należy do śmiałej rasy synów Jafeta, od których roi się na bulwarach. Jaka praca mogła go tak pokurczyć? jaka namiętność pocentkowała gąbczastą twarz, która narysowana przez karykaturzystę, wydałaby się nieprawdopodobna? Czym był dawniej? Może urzędnikiem w ministerium sprawiedliwości, w biurze, gdzie urząd katowski przesyła rachunki kosztów, rachunki za dostawę czarnych welonów dla ojcobójców, trocin do śmiertelnego koszyka, sznurów do gilotyny? Może kontrolerem przy szlachtuzie, lub podinspektorem urzędu zdrowia? Słowem, człowiek ten zdawał się jednym z mułów wielkiego młyna społecznego; jednym z owych Ratonów paryskich, którzy nie znają nawet swoich Bertrandów; jedną z osi, na których kręcą się publiczne niedole lub publiczne plugastwa, słowem, jednym z tych ludzi, na których widok mówimy: „Hm, ostatecznie, trzeba aby tacy byli“. Świetny Paryż nie zna tych twarzy wyblakłych od moralnych lub fizycznych cierpień. Ale Paryż to prawdziwy ocean. Możecie rzucać weń sondę, nigdy nie poznacie prawdziwej jego głębokości. Przebieżcie go, opisujcie; choćbyście nie wiem jak go przebiegali i opisywali, choćby nie wiem jak liczni i gorliwi byli badacze tego morza, zawsze znajdzie się jakaś dziewicza ustroń, nieznajoma czeluść, kwiaty, perły, potwory, coś niesłychanego, zapomnianego przez literackich nurków. Pensjonat pani Vauquer jest jedną z tych ciekawych potworności.
Dwie postacie tworzyły uderzający kontrast z ogółem pensjonarzy i przychodnich. Mimo iż Wiktoryna Taillefer blada była ową chorobliwą bladością młodych dziewcząt dotkniętych chlorozą, a jej smutek, jej nieśmiałość, uboga i skromna postać, miały coś zbliżonego z powszechnym cierpieniem stanowiącym tło tego obrazu — twarz jej nie była stara, ruchy i głos były świeże. To młode nieszczęście podobne było roślinie o pożółkłych liściach, świeżo zasadzonej w nieżyczliwym gruncie. Rudawa płeć, płowe włosy, zbyt szczupła kibić tchnęły wdziękiem, jaki dzisiejsi poeci znajdują w posążkach średniowiecza. Szare podkrążone oczy wyrażały chrześcijańską słodycz i rezygnację. Niekosztowny strój zdradzał młode
Strona:PL Balzac - Ojciec Goriot.djvu/30
Ta strona została skorygowana.