wypełzłym. Oczy jego, tak żywe, przybrały stalowy odcień; zblakły, nie łzawiły się już, czerwona obwódka zdawała się płakać krwią. W jednych budził grozę, w drugich litość. Młodzi studenci medycyny, widząc jego obwisłą dolną wargę i zmierzywszy kąt twarzowy, orzekli po bezskutecznych próbach wydobycia zeń czegoś, że to po prostu kretyn. Jednego wieczora, po obiedzie, pani Vauquer rzekła drwiąco, podając niejako w wątpliwość rzekome ojcostwo: „I cóż, nie zachodzą już do pana te panny?“ Ojciec Goriot zadrżał, jak gdyby gospodyni żgnęła go żelazem.
— Zachodzą czasami, odparł wzruszonym głosem.
— Ho, ho! przyjmuje je pan jeszcze czasem? wykrzyknęli studenci. — Brawo, ojczulku Goriot.
Ale starzec nie słyszał żartów, które ściągnęła nań ta odpowiedź: popadł w zadumę, którą powierzchowni obserwatorzy brali za starcze odrętwienie lub uwiąd inteligencji. Gdyby go dobrze znali, możeby ich zainteresował problem, który przedstawiało moralne i fizyczne położenie starca; ale rzecz była nader trudna. Mimo że łatwo było dowiedzieć się, czy Goriot był w istocie fabrykantem makaronu i jaka była cyfra jego majątku, starzy ludzie, którzy byli ciekawi tego punktu, nie opuszczali dzielnicy i żyli w pensjonacie niby ostrygi na skale. Co do innych, ci, pochłonięci wirem paryskiego życia, zapominali, opuszczając ulicę Neuve-Sainte-Geneviève, o biednym starcu, z którego sobie stroili żarty. Dla owych ciasnych umysłów, jak dla tych obojętnych młodych ludzi, nędza ojca Goriot i jego tępota nie dały się pogodzić z majątkiem lub zdolnościami. Co do kobiet, które stary podawał za córki, każdy podzielał sąd pani Vauquer, która powiadała, z ową surową logiką, jaką nawyk zgadywania wszystkiego daje starym kobietom wypełniającym gawędą długie wieczory:
— Gdyby córki ojca Goriot były takie bogaczki, jak na to wyglądają wszystkie te damy, nie mieszkałby tu na trzecim piętrze, nie żyłby za czterdzieści pięć franków na miesiąc i nie chodziłby ubrany jak dziad.
Strona:PL Balzac - Ojciec Goriot.djvu/44
Ta strona została skorygowana.