kretowi karmazynowego szlachectwa. Pokazując się w tym towarzystwie, najwyłączniejszym ze wszystkich, zdobył prawo bywania wszędzie. Olśniony świetnym zebraniem, ledwie zamieniwszy kilka słów z wicehrabiną, Eugeniusz zadowolił się tym, że w ciżbie bogiń Paryża, tłoczących się na tym raucie, wyróżnił jedną, o typie stanowiącym zazwyczaj pierwszy ideał młodego chłopca.
Hrabina Anastazja de Restaud[1], słuszna i zręczna, uchodziła za jedną z najlepiej zbudowanych kobiet w Paryżu. Wyobraźcie sobie wielkie czarne oczy, wspaniałą rękę, szlachetnie zarysowaną nogę, ogień w każdym ruchu, kobietę którą margrabia de Ronquerolles nazywał koniem pełnej krwi. Ta nerwowa organizacja nie odejmowała jej żadnego z uroków: kształty miała pełne i krągłe, nie grzesząc równocześnie zbytnią obfitością. Koń pełnej krwi, rasowa kobieta, te wyrażenia zaczynały zastępować anioły niebios, ossjaniczne przenośnie, całą dawną mitologię miłosną, odtrąconą przez dandyzm współczesny. Dla Rastignaka, pani de Restaud była kresem pragnień. Zapewnił sobie dwie tury na liście tancerzy na wachlarzu i zdołał nawiązać rozmowę w czasie pierwszego kontredansa.
— Gdzie można panią widzieć? spytał nagle z ową siłą namiętności, która się tak podoba kobietom.
— Ależ wszędzie, odparła, w Lasku, w teatrze, u mnie...
Już awanturniczy młodzieniec przylgnął do rozkosznej hrabiny, o tyle o ile młody człowiek może przylgnąć do kobiety w ciągu walca i kontredansa. Mieniąc się kuzynem pani de Beauséant, uzyskał zaproszenie tej kobiety, którą wziął za wielką damę, i zdobył wstęp do jej domu. Z ostatniego uśmiechu, który mu rzuciła, Rastignac powziął najlepsze nadzieje. Miał to szczęście, że spotkał człowieka, który nie wyśmiał jego naiwności: naiwność bowiem była śmiertelną wadą w oczach znamienitych lwów epoki, jak Maulincourt, Ronquerelles, Maksym de Trailles, de Marsay, Ajuda-Pinto, obaj Van-
- ↑ Gobseck.