czyna mdleć i woła o pomoc. W tej chwili zatem d’Ajuda-Pinto był na rozżarzonych węglach; chciał wyjść, powiadając sobie, że pani de Beauséant dowie się o tej nowinie, że napisze do niej, że łatwiej będzie załatwić to morderstwo miłosne przez korespondencję niż ustnie. Toteż skoro pokojowiec oznajmił Eugeniusza de Rastignac, margrabia drgnął z ukontentowania. Wiedzcie o tym, kochająca kobieta jest o wiele jeszcze przemyślniejsza w stwarzaniu sobie podejrzeń, niż w urozmaicaniu przyjemności. Kiedy zbliża się moment, że kochanek ma ją porzucić, chyżej odgaduje wymowę każdego ruchu, niż biegun Wergilego wietrzy odległe atomy, zwiastujące mu miłość. To też możecie być pewni, iż pani de Beauséant podchwyciła ten mimowolny dreszcz, lekki, ale straszliwy w swej szczerości. Eugeniusz nie wiedział, że nie powinno się nigdy zjawiać u kogo bądź w Paryżu, nie wypytawszy wprzód przyjaciół domu o historię męża, żony i dzieci; inaczej jest się narażonym na owe niezgrabstwa, o których mówi się malowniczo w Polsce: A zaprząż-że pięć wołów![1] zapewne aby się wydobyć z bagna w które się zapchałeś. We Francji te salonowe katastrofy nie mają jeszcze nazwy; uważa się je zapewne za niemożliwe, zważywszy olbrzymi rozgłos jaki tam ma obmowa. Zabrnąwszy w bagno u pani de Restaud, która nie zostawiła mu nawet czasu na „zaprzężenie pięciu wołów“, jeden Eugeniusz zdolny był zacząć na nowo profesję wolarza, zjawiając się u pani de Beauséant. Ale, o ile był straszliwie nie na rękę pani de Restaud i panu de Trailles, o tyle wydobywał z kłopotu pana d’Ajuda.
— Do widzenia, rzekł Portugalczyk, spiesząc skwapliwie ku drzwiom, skoro Eugeniusz wszedł do rozkosznego szaroróżowego saloniku, gdzie zbytek zdawał się tylko wykwintem.
— Do wieczora tylko? rzekła pani de Beauséant, odwracając
- ↑ W oryginale: Attelez cinq boeufs à votre char! — Trudno odgadnąć, jakie przysłowie Balzac miał na myśli.