głowę i rzucając spojrzenie margrabiemu. Czy nie idziemy do Buffons?
— Nie mogę, rzekł, ujmując klamkę.
Pani de Beauséant wstała, przywołała go do siebie, nie zważając na Eugeniusza, który stał oszołomiony blaskiem tych bogactw. Wierzył w prawdziwość bajek wschodnich, nie wiedział gdzie się podziać w obecności tej kobiety, która nie zwracała nań żadnej uwagi. Wicehrabina podniosła wskazujący palec i ruchem pełnym wdzięku wskazała margrabiemu miejsce naprzeciw siebie. Był w tym geście tak gwałtowny despotyzm namiętności, że margrabia puścił klamkę i wrócił. Eugeniusz przyglądał mu się nie bez zazdrości.
— Oto, mówił sobie w duchu, właściciel pojazdu! Trzebaż zatem mieć rasowe konie, liberię i złota garściami, aby uzyskać spojrzenie paryżanki?
Demon zbytku ukąsił go w serce, gorączka chciwości chwyciła go, pragnienie złota wysuszyło mu gardło. Miał sto trzydzieści franków na kwartał. Ojciec, matka, bracia, siostry, ciotka nie wydawali razem ani dwustu franków miesięcznie. To błyskawiczne porównanie obecnego położenia z celem do którego trzeba było dobić, oszołomiło go do reszty.
— Czemu, rzekła śmiejąc się wicehrabina, nie może pan być w teatrze?
— Różne sprawy! Obiad u ambasadora angielskiego...
— Odłoży pan.
Kiedy mężczyzna oszukuje, nieuchronnie zmuszony jest piętrzyć kłamstwo na kłamstwo. D’Ajuda odparł, śmiejąc się:
— Żąda pani?
— Tak.
— Oto co pragnąłem usłyszeć, odparł z wymownym spojrzeniem, które byłoby uspokoiło każdą inną.
Ujął rękę wicehrabiny, ucałował i wyszedł.
Eugeniusz poprawił ręką włosy i zwinął się w ukłonie, sądząc
Strona:PL Balzac - Ojciec Goriot.djvu/80
Ta strona została skorygowana.