faktów. Kiedy Collin widział iż przeglądam listy pochwycone w mieszkaniu Lucjana de Rubempré, ladaco objął je okiem, jakby chciał sprawdzić czy niema tam jakiej innej paczki, przyczem wymknął mu się gest zadowolenia. Owo spojrzenie złodzieja szacującego skarb, gest obwinionego który sobie powiada: „Mam broń“, dały mi zrozumieć mnóstwo rzeczy. Jedynie wy, kobiety, zdolne jesteście, jak my i zbrodniarze, wyrazić, w jednym błysku, całe sceny brzemienne oszukaństwem złożonem jak kunsztowny zamek. W jednej sekundzie, widzisz, streszczają się tomy podejrzeń! To straszne, to życie albo śmierć, w jednem mgnieniu oka. „Hultaj ma jeszcze inne listy“, pomyślałem. Następnie, pochłonęły mnie tysiączne szczegóły sprawy. Przeoczyłem ten epizod, w przekonaniu iż mam możność skonfrontowania obwinionych i rozjaśnienia później tego punktu. Ale możemy uważać za pewnik, że Collin przechował w bezpiecznem miejscu, zwyczajem tych nędzników, najbardziej kompromitującą korespondencję lalusia, ubóstwianego przez tyle...
— I ty drżysz! Będziesz prezydentem Apelacji o wiele wcześniej niż przypuszczałam!... wykrzyknęła rozpromieniona pani Camusot. Baczność! trzeba pokierować rzecz w ten sposób aby uczynić zadość całemu światu, sprawa bowiem staje się tak poważna, iż mógłby nam ktoś ją ukraść!... Czyż nie odebrano Popinotowi i nie powierzono tobie śledztwa[1] w procesie pani d’Espard o kuratelę! rzekła odpowiadając na gest Camusota. Otóż, czyż generalny prokurator, który tak się trzęsie nad honorem obojga de Sérizy, nie mógłby przekazać sprawy innemu trybunałowi i wydelegować jednego z rajców do nowego śledztwa?
— Nie! moja droga, gdzieżeś ty studjowała prawo karne? wykrzyknął Camusot. Wiesz wszystko, jesteś moim mistrzem...
— Jakto! ty myślisz, że do jutra pan de Granville nie zlęknie się domniemanej obrony liberalnego adwokata, którego Jakób
- ↑ Kuratela.