Strona:PL Balzac - Ostatnie wcielenie Vautrina.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.

pociąga. Cecha ta, znana galernikom, jak również agentom, jeżeli nie rozstrzyga o poznaniu manusa, w każdym razie ułatwia je.
U Ołży-śmierci, na wolności od ośmiu lat, nawyk ten osłabł znacznie; ale, pod wpływem pochłaniającej medytacji, szedł krokiem tak powolnym i uroczystym, iż, mimo że błąd w chodzie był bardzo lekki, musiał uderzyć oko tak wyćwiczone jak Zgniłka. Łatwo zrozumieć, iż złoczyńcy, nieustannie przebywający z sobą w kaźni i mając tylko siebie za przedmiot obserwacji, tak wystudjowali swoje fizjognomje, iż znają pewne narowy, uchodzące uwagi ich systematycznych wrogów: szpiclów, żandarmów i komisarzy policji. Tak np. dzięki skurczowi mięśni lewego policzka, poznanemu przez galernika którego wysłano na rewję legjonu Sekwany, zdołano ująć podpułkownika tego korpusu, słynnego Coignard; mimo bowiem pewności Bibi-Lupina, policja nie śmiała uwierzyć w tożsamość hrabiego Pontis de Sainte-Hélène i Coignarda.
— To nasz dab (herszt)! rzekł Jedwabny, pochwyciwszy z ócz Jakóba roztargnione spojrzenie, jakie człowiek pogrążony w rozpaczy ma dla wszystkiego co go otacza.
— Na honor, tak, to Ołży-śmierć! rzekł zacierając ręce Buhaj. Och! to jego wzrost, jego postawa; ale co on zrobił? niepodobny jest do samego siebie.
— Jestem w domu! rzekł Jedwabny, on ma plan! chce widzieć swoją ciotkę, którą mają skosić niebawem.
Aby dać mętne pojęcie o osobistości, którą więźniowie, szpicle i dozorcy nazywają ciotką, wystarczy przytoczyć wspaniałą odpowiedź pewnego dyrektora więzienia daną lordowi Durham, który, podczas pobytu w Paryżu, zwiedził wszystkie kaźnie. Ów lord, ciekaw poznać szczegóły francuskiej kryminalistyki, kazał nawet nastawić nieboszczykowi Sansonowi, mistrzowi paryskiemu, gilotynę, i poprosił o wykonanie egzekucji na żywem cielęciu, aby sobie zdać sprawę z funkcjonowania machiny, uświetnionej przez Rewolucję francuską.
Dyrektor, sprezentowawszy całe więzienie, łąki, pracownie, ce-