Strona:PL Balzac - Ostatnie wcielenie Vautrina.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wiem co to...? rzekł pytająco i naiwnie Jakób spoglądając dokoła.
— Boże! cóż to za frajer, rzekł młody laluś, który wywiadywał się wprzód u Jedwabnego o fazol więzienny.
— No cóż, dziś albo jutro koszą go! rzekł jeden z więźniów.
Koszą? spytał Collin, którego niewinna i nieświadoma mina przejęła podziwem trzech fanandelów.
— W ich języku, odparł dyrektor, to oznacza wykonanie wyroku. Jeśli pisarz czyta odrzucenie, bezwątpienia kat już otrzymał rozkaz egzekucji. Nieszczęśliwy stale oddalał pociechy religji...
— Ach, panie dyrektorze, ocalić tę duszę!... wykrzyknął Jakób.
Świętokradca złożył ręce z wyrazem zrozpaczonego kochanka, który to gest wydał się dyrektorowi objawem świątobliwego żaru.
— Ach, panie, podjął Ołży-śmierć, niech mi pan pozwoli dowieść czem jestem i co mogę, pozwalając mi obudzić skruchę w tem zatwardziałem sercu! Bóg mi dał moc pewnych słów, które sprawiają wielkie przemiany. Kruszę serca, otwieram je... Czego się pan lęka? przydaj mi pan żandarmów, strażników, kogo chcesz zresztą.
— Dowiem się, czy kapelan więzienny zgodzi się aby go pan zastąpił.
I dyrektor wyszedł, uderzony obojętnemi mimo iż zaciekawionemi twarzami, z jakiemi złoczyńcy i więźniowie patrzyli na tego księdza, którego namaszczony głos dodawał uroku jego hiszpańskiemu kaleczeniu języka.
— Jak się pan znalazł tutaj, wielebny ojcze? spytał Jakóba młodzieniec, który wprzód rozmawiał z Jedwabnym.
— Och, przez pomyłkę, odparł, mierząc spojrzeniem nowicjusza. Znaleziono mnie u kurtyzany, którą po śmierci okradziono. Stwierdzono iż zabiła się sama; sprawców zaś kradzieży — prawdopodobnie ktoś ze służby — nie przytrzymano jeszcze.
— I to z przyczyny tej kradzieży ów młody człowiek się powiesił?...
— Biedne dziecko nie mogło znieść myśli że jest skalane nie-