— Dobrze mówisz, odparł Zgniłek, żaden z nas nie zakopie (zdradzi) daba, albo przyrzekam zabrać go tam dokąd idę...
— Zrobiłby tak, ani chybi! wykrzyknął Jedwabny.
Ludzie najmniej skłonni do sympatji dla tego osobliwego świata, mogę sobie wyobrazić stan Jakóba, gdy się znalazł między trupem bożyszcza przy którym spędził pół nocy, a bliską śmierci dawnego towarzysza łańcucha, przyszłem trupem korsykanina Teodora. Już to samo aby ujrzeć tego nieszczęśnika, wymagałoby nadludzkiej zręczności, ale ocalić go, toby był cud! A on już o tem myślał.
Dla zrozumienia tego o co miał się pokusić Jakób, trzeba zauważyć tutaj, że mordercy, złodzieje, wszyscy którzy zamieszkują galery, nie są tak groźni jak się przypuszcza. Z małemi wyjątkami, wszyscy ci ludzie są bardzo tchórzliwi, niewątpliwie z powodu dławiącego ich ustawnego lęku. Zdolności ich są bezustanku napięte w kierunku kradzieży, wykonanie zaś wymaga zużycia wszystkich sił, bystrości umysłu równiej zdatnościom ciała, oraz uwagi wyczerpującej całą istność moralną. Poza temi wysiłkami woli stają się zupełnie tępi, z tej samej przyczyny z której śpiewaczka lub tancerz padają wyczerpani po nużącem solo lub po jednym z owych straszliwych duetów, jakiemi karmią publiczność nowocześni kompozytorowie. Złoczyńcy są w istocie tak wyzuci z rozsądku, lub tak nękani strachem, iż stają się zupełnemi dziećmi. Łatwowierni do ostateczności, biorą się na lep najprymitywniejszego podstępu. Po szczęśliwem dokonaniu roboty, popadają w stan takiego wyczerpania, iż rzucają się natychmiast w nieodzowną hulankę, wino, wódkę, i topią się z wściekłością w ramionach swej bini, aby odnaleźć spokój przez utratę wszystkich sił: szukają zapomnienia zbrodni w zapomnieniu rozumu. W takim stanie wydani są na łup policji. Raz uwięzieni, są jak ślepi, tracą głowę; tak bardzo trzeba im nadziei, że wierzą wszystkiemu; niema niedorzeczności którejby im nie można podsunąć. Przykład pouczy, dokąd sięga głupota przyskrzynionego. Bibi-Lupin wycisnął niedawno wyznanie z mordercy liczącego dziewiętnaście lat, tłumacząc mu, że nigdy nie traci się mało-
Strona:PL Balzac - Ostatnie wcielenie Vautrina.djvu/171
Ta strona została uwierzytelniona.