Strona:PL Balzac - Ostatnie wcielenie Vautrina.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

letnich. Kiedy przywieziono chłopca do Conciergerie dla wykonania wyroku (prośbę o ułaskawienie odrzucono), straszliwy agent zaszedł go odwiedzić.
— Czy jesteś pewien, że nie masz dwudziestu lat? spytał.
— Tak, dopiero dziewiętnaście i pół, rzekł morderca z flegmą.
— Zatem, rzekł Bibi-Lupin, możesz być spokojny, nie będziesz miał nigdy dwudziestu.
— Czemuż-to?
— Ano, skoszą cię za trzy dni, odparł naczelnik Bezpieczeństwa.
Morderca, który wierzył ciągle, nawet po wyroku, że nie traci się małoletnich, osunął się jakby mu nogi podcięto.
Ci ludzie, tak okrutni wskutek konieczności pozbycia się świadków (mordują tylko dlatego aby usunąć dowody: jeden z argumentów wytaczanych przeciw karze śmierci), te kolosy zręczności, sprytu, u których sprawność ręki, chybkość oka, wszystkie zmysły, wyćwiczone są jak u dzikich, stają się bohaterami występku jedynie na terenie swej działalności. Natychmiast po spełnieniu zbrodni, zaczynają się ich kłopoty: są równie odurzeni koniecznością ukrywania owoców zbrodni, jak byli wprzód uciśnieni nędzą; są przytem osłabieni jak kobieta po porodzie. Przerażająco energiczni w koncepcjach, stają się, po fakcie, jak dzieci. Są to, jednem słowem, natury dzikich zwierząt, łatwych do ubicia, kiedy są syte. W więzieniu, osobliwi ci ludzie imponują obłudą i dyskrecją, która pryska dopiero w ostatniej chwili, gdy ich złamano długiem zamknięciem.
Można zatem zrozumieć, w jaki sposób trzej złoczyńcy, zamiast zgubić swego herszta, chcieli mu służyć; powzięli dlań podziw, podejrzewając że jest panem skradzionych siedmiuset pięćdziesięciu tysięcy, widząc go spokojnym za kratami, i mniemając iż byłby zdolny wziąć ich pod swoje skrzydła.
Pan Gault, rozstawszy się z fałszywym Hiszpanem, wrócił przez rozmownicę do kancelarji, i udał się do Bibi-Lupina, który,