Strona:PL Balzac - Ostatnie wcielenie Vautrina.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zatem, podjął Zgniłek, piękna Magdalena przyjęła już sakramenty?...
Przełknął ostatni łyk powietrza.
— Biedny Todek! wykrzyknął Buhaj, milusi był chłopiec. Przykra to rzecz postradać makówkę w jego wieku...
Dozorca skierował się w stronę Furty, sądząc że Jakób idzie za nim; ale Hiszpan szedł wolno i, kiedy się znalazł o dziesięć kroków od Juljana, udał że słabnie i gestem przyzwał Zgniłka.
— To morderca! rzekł Napolitas, wskazując Zgniłka i ofiarując księdzu ramię.
— Nie, dla mnie to nieszczęśliwy!... odparł Ołżyśmierć z przytomnością umysłu i namaszczeniem godnem Fenelona.
I odsunął się od Napolitasa, który od pierwszej chwili wydał mu się podejrzany; poczem rzekł zcicha do fanandelów:
— Jest na pierwszym stopniu do opactwa, ale ja tam jestem przeorem! Pokażę wam, jak napuszcza się jurę (wyprowadza się sąd w pole). Chcę im wydrzeć z łap tę makówkę.
— Niby wedle namiotu! rzekł Jedwabny z uśmiechem.
— Chcę wrócić tę duszę, niebu! odparł ze skupieniem Jakób, widząc zbliżających się więźniów.
I połączył się z dozorcą przy furcie.
— Przybył tu aby ocalić Magdalenę, rzekł Jedwabny; dobrześmy zgadli. Cóż za dab!
— Ale jak? Wdowa już wystrojona, nawet go nie zobaczy, zauważył Buhaj.
— Ma iwasia za sobą! wykrzyknął Zgniłek. On miałby spitruniać nasze koprowiny (przejeść nasze pieniądze)?... Zanadto kocha manusów! zanadto nas potrzebuje! Chcieli żebyśmy go wkopali, ale my nie fryce! Jeśli wystruga (wykłamie) Magdalenę, będzie miał mój sekret!
Ostatnie słowo miało ten skutek, iż pomnożyło oddanie galerników swemu bogu; w tej chwili sławny dab stawał się całą ich nadzieją.