Strona:PL Balzac - Ostatnie wcielenie Vautrina.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.

cię ocalić. Nie zdradź się żeś mnie poznał, udawaj że się spowiadasz.
Słowa te wymówił bardzo szybko.
— Młodzieniec jest bardzo przygnębiony, śmierć przeraża go, wyzna wszystko, rzekł zwracając się do żandarma.
— Powiedz mi coś, coby mnie przekonało że to on, bo masz tylko jego głos, rzekł Teodor.
— Widzicie, powiada, biedny nieszczęśnik, że jest niewinny, podjął Jakób zwracając się do żandarma.
Bibi-Lupin nie śmiał przemówić, aby się nie zdradzić.
Sempre-mi! odparł Jakób zbliżając się do Teodora i szepcąc mu w ucho to umówione hasło.
Sempre-ti! rzekł w odzew młody człowiek. Tak, to mój dab...
— Tyś zabił?
— Tak.
— Opowiedz mi wszystko, abym wiedział jak cię ocalić; czas nagli, Karolek czeka.
Natychmiast Korsykanin ukląkł i udał iż chce się spowiadać. Bibi-Lupin nie wiedział co począć, rozmowa ta bowiem odbyła się tak żywo, iż ledwie zajęła tyle czasu ile trzeba na jej odczytanie. Teodor opowiedział szybko okoliczności zbrodni, znane wszystkim ale obce Jakóbowi.
— Skazano mnie bez dowodów, rzekł w końcu.
— Dziecko, ty dysputujesz, w chwili gdy mają cię ostrzydz!...
— Wszak łatwo mogłem być winny jedynie sprzedaży kosztowności. Oto jak sądzą, i to jeszcze w Paryżu!
— Ale jak to wykonałeś? spytał Ołżyśmierć.
— A, ba! Od czasu jakeśmy się rozstali, poznałem dziewuszkę korsykańską, którą spotkałem w Pantin (Paryżu).
— Mężczyzna dość głupi aby się przywiązać do kobiety, wykrzyknął Jakób, zawsze to płaci głową!... To tygrysy na wolności,